FILKINS, SEAN – 2011 – War and Peace & Other Short Stories

FILKINS, SEAN - 2011 - War and Peace & Other Short Stories

1. Are You Sitting Comfortably?
2. The English Eccentric
3. Prisoner Of Conscience: Pt 1 – The Soldier
4. Prisoner Of Conscience: Pt 2 – The Ordinary Man
5. Epitaph For A Mariner
6. Learn How to Learn

Rok wydania: 2011
Wydawca: Festival Music


Siedzicie wygodnie? Radzę to zrobić! Solowy album Seana Filkinsa, znanego ze współpracy z Big Big Train, to prawdziwa, muzyczna podróż. Na początek, niech nikogo nie zwiedzie tytuł, „War and Peace & Other Short Stories” to ze strony artysty najwyraźniej drobny żarcik. Po pierwsze każdy kto spotkał się z dziełem Lwa Tołstoja („Wojna i Pokój”) wie, że co jak co, ale nie jest to krótka historia. Po drugie te wszystkie „Short Stories” to raptem pięć utworów, z których najkrótszy (nie liczę intra) – trwa ponad siedem minut a najdłuższy „Epitaph For Mariner” niemal dwadzieścia jeden. Na upartego jest tu jeszcze dłuższa kompozycja. Składająca się z dwóch części „Prisoner of Conscience” została na płycie zindeksowana jako dwa niezależne utwory chyba tylko po to aby nie przesadzać z rozmiarami (w sumie trwa… ponad trzydzieści minut!!).

Teraz kilka słów o osobach, które wsparły Seana a pojawiają się tu interesujące nazwiska. Wspomnijmy tylko Lee Abrahama (ex Galahad), w którego studiu płytę nagrywano, i który wspomógł wokalistę instrumentalnie (gitary, bas) czy Johna Mitchela (Arena), który czaruje swoimi nieziemskimi solówkami.

„War and Peace…” to jedna z tych płyt, które odkrywa się powoli. Muszę się przyznać, że po pierwszym przesłuchaniu byłem tak przytłoczony tą masą dźwięków, iż stwierdziłem, że poza dość energetycznym „The English Eccentric” panuje tu… nuda. Podświadomie czułem jednak, że to krążek ponadprzeciętny, ze potrzebuje czasu i… tak właśnie jest. Będąc po kilkunastu przesłuchaniach dochodzę do wniosku, że to prawdopodobnie najlepsza rzecz jaką dane mi było w tym roku słyszeć. Niesamowity nastrój balansujący pomiędzy rozmarzonymi balladami i instrumentalnymi pasażami po ogniste solówki oraz natchniony ale i pełen emocji głos Seana Filkinsa (to bez wątpienia jeden z najlepszych wokalistów współczesnej sceny progresywnej) powodują, że zakochałem się w tym albumie bez reszty. Tu każda kompozycja ma taki fragment przy którym ciarki wędrują po plecach. Czy to nietypowe instrumentarium, czy klawiszowy motyw, czy znów pełen ekspresji śpiew, wszystko składa się na to niezwykłe, dość patetyczne w warstwie brzmieniowej wydawnictwo.

…wiecie co? Nie będę więcej pisał. Musicie tego posłuchać a ja stawiam pierwszą w tym roku 10!! Genialna płyta!

10/10

Piotr Michalski

Dodaj komentarz