FIELDS OF THE NEPHILIM – 1990 – Elizium

FIELDS OF THE NEPHILIM - 1990 - Elizium

1. Dead but dreaming (1:28)
2. For her light (3:01)
3. At the Gates of Silent Memory (8:24)
4. Paradise Regained (2:29)
5. Submission (8:28)
6. Sumerland (11:09)
7. Wail of Sumer (6:24)
8. And There Will Be Your Heart Also (7:37)

Rok wydania: 1990
Wydawca: Beggars Banquet Records
http://www.myspace.com/fieldsofthenephilim


Gdyby ktoś niezorientowany w muzyce zapytał mnie: Co to takiego rock gotycki? – puściłbym mu właśnie ten album. „Elizium” – dwie dekady od premiery – wciąż pozostaje (zaryzykuję, a niech tam..) najlepszą płytą, jaką ów gatunek wydał na świat. Po prostu kwintesencją i definicją stylu..

To był wówczas trzeci krążek w dyskografii Fields Of The Nephilim. Już poprzednie – wydawane regularnie co dwa lata – pokazały, że mamy do czynienia z zespołem niezwykłym. Ale dopiero na „Elizium”, grupa dowodzona przez Carla Mc Coya – charyzmatycznego wokalistę z nieodłącznym długim płaszczem i kapeluszem – osiągnęła apogeum twórczych możliwości. To dzieło skończone, wciągające, intrygujące, przemyślane od pierwszej do ostatniej nuty. Obojętnie, czy panowie serwują dynamiczny, przebojowy „For Her Light” (wybrany na singla promującego album), czy też tworzą niesamowite muzyczne pejzaże jak w „At The Gates Of Silent Memory” i finałowy „And There Will Be Your Heart Also”. To właściwie trwająca 49 minut gotycka suita. Każdy utwór płynnie przeradza się w następny.

Miarą wielkości płyty jest również jej wpływ na innych wykonawców. A „Elizium” siłę oddziaływania miał (i nadal ma) potężną. W latach 90 chyba każdy wokalista z gotyckiej kapeli chciał śpiewać jak McCoy. Panowie z The69 Eyes powinni wręcz płacić tantiemy Anglikom za swoje wczesne produkcje, bo kopiowali tam FOTN ile wlezie..

„Elizium” okazał się również epitafium dla samego zespołu. Dzieła doskonałego nie sposób przeskoczyć. Najlepszy skład Fields of The Nephilim wydał jeszcze tylko płytę koncertową i panowie powiedzieli sobie „Do widzenia”. 4/5 składu zaangażowało innego wokalistę i powołało do życia Rubicon (całkiem udana debiutancka płyta). Pierwsza płyta z premierowym materiałem sygnowanym klasyczną nazwą ukazała się dopiero w 2005 roku, ale było to praktycznie solowe dzieło McCoy’a. I dawnej magii też brakowało..

Cóż, takie płyty jak „Elizium” nagrywa się w karierze tylko raz..

10/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz