FATES WARNING – 1989 – Perfect Symmetry

FATES WARNING - 1989 - Perfect Symmetry

1. Part of the Machine
2. Through Different Eyes
3. Static Acts
4. A World Apart
5. At Fates Hands
6. The Arena
7. Chasing Time
8. Nothing Left to Say

Rok wydania: 1989
Wydawca: Metal Blade
http://www.fateswarning.com/


Grupę Fates Warning poznałem po wydaniu w 1991 roku albumu „Parallels” – i jak to często bywa pierwszy kontakt z muzyką takiego zespołu, pozostawia piętno. Nie ulega więc wątpliwości że to do dzisiaj moja ulubiona płyta kapeli. Jednakże nie o niej chciałem dzisiaj wspomnieć. Ponieważ niedługo po tym jak obejrzałem klip do „Point of View” nabyłem kasetę zatytułowaną „Perfect Symmetry” – i ona również zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, pamięci i półce z płytami 😉 Przyznam, że zawsze TO oblicze Fates Warning budziło moją większą sympatię, z biegiem lat zgłębiając dyskografie, przyznam, że płyty z Johnem Archem za mikrofonem, może i bardziej kultowe – nie trafiały do mnie tak bardzo jak choćby dwie wspomniane powyżej.

Jeśli sięgamy pamięcią wstecz, to „Perfect Symmetry” jest nieco przyćmiona swoją genialną następczynią… ale może dlatego warto położyć nacisk na jej przypomnienie. To co mnie ujęło od pierwszych taktów, to rytmika z jaką Mark Zonder i ówczesny basista zespołu – Joe DiBiase potrafili prowadzić kompozycje. Wszystko było tak połamane, a jednocześnie tak trzymało się kupy. Bas do tego dudnił tak przyjemnie, że czy to riff, czy nieprzesterowana gitara – układały się na takim podkładzie bardzo przyjemnymi warstwami. Wysoki głos Aldera zrobił wówczas na mnie wrażenie piorunujące… a i melodie, które serwował pozostały w głowie na wiele lat. Zresztą hity w postaci „Through Different Eyes” czy „Chasing Time” do dziś wymieniane są jednym tchem przez zagorzałych fanów formacji.
Co warte podkreślenia, płyta oprócz pokładów progresywnych łamańców zawiera sporo spokojniejszych motywów i chwil wyciszenia. Z zaskakująca gracją zespołowi udawało się żonglować tego typu klimatami i przeplatania ich nawet w ramach utworu.

Przyznać muszę, produkcyjnie krążek nosi znamiona czasu i nieco odstaje od (choćby) kolejnych płyt zespołu, zresztą wiele ówczesnych płyt posiadało charakterystyczny soround, przez co klimat wydawał się nieco niepokojący. Ale za to album wydaje się nieprawdopodobnie żywiołowy w konfrontacji z ostatnimi produkcjami grupy – i warto do niego wracać. Ja to czynię z niemałą nostalgią. Płyta ponadczasowa – mimo, że nie odważyłbym się jej nazwać najlepszą w dorobku grupy.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz