1. Run For Cover (3:51)
2. Unholy Rites (4:58)
3. Fight (4:37)
4. Lessons In Evil (4:43)
5. In Silence (4:54)
6. No One Will Listen (5:21)
7. Higher Ground (4:33)
8. Listen To Reason (4:49)
9. Enter The Night (5:24)
10. House Of Pain (5:29)
Rok Wydania: 2012
Wydawca: Rubicon Music / AOR Heaven
http://www.myspace.com/fatalforcetheband
Nikt chyba nie jest zdziwiony, że nowy album Fatal Force trafił w moje
ręce w celu zrecenzowania, nigdy nie kryłem estymy jaką darzę gitarzystę
projektu. Ale mimo tego, że owszem, mienię się fanem gitarowego talentu
Torbena Enevoldsena, nie jestem wobec jego kolejnych płyt bezkrytyczny.
Będąc zachwyconym pierwszymi płytami Sedtion A, dziś mogę stwierdzić,
że kolejna pozycja zespołu nieco mnie rozczarowała. Inna sprawa z hard
rockowymi projektami duńskiego gitarzysty. Tak Fatal Force jak i Decoy
mimo że repertuarem dalekie od mojego ulubionego progmetalu, były miłą
odskocznią a i elementy wspólne nietrudno było w produkcjach odnaleźć.
Jako, że śledzę kanały informacyjne moich ulubionych artystów dość dawno
już dowiedziałem się o współpracy Enevoldsena z Michaelem Vescerą.
Wokalistę polubiłem swego czasu zarówno za jego płyty z Malmsteenem, jak
i drugi album solowy Rolanda Grapowa. Nowy projekt początkowo nie miał
ukazać się pod szyldem Fatal Force, ale być może po złożeniu elementów
układanki do kupy, pion decyzyjny uznał, że klimatycznie 'Unholy rites’
to nic innego jak kontynuacja stylistyczna drogi obranej niegdyś przez
spółkę Enevoldsen/Leven. Czy słusznie? Chyba tak… Ja przyjmuję ten
fakt do wiadomości i nie będę szukał dziur w całym. Faktem jest, że tym
samym fanom opadły nadzieje na ponowną współpracę Torbena z Matsem…
Chociaż kto wie.
A nowa płyta może się podobać jeśli nie podejdziemy do niej zbyt
analitycznie. Bo i znajdziemy tu masę fajnych riffów i melodii a nawet
elementów, których paradoksalnie brakowało nam w ostatniej odsłonie
progresywnego oblicza gitarzysty. Natomiast razić może zbytnia
schematyczność… Owszem może to być kwestia podejścia, bo po pierwszym
przesłuchaniu i huraoptymistycznym zaopiniowaniu znajomym, zacząłem
przesłuchiwać płytę bardzo analitycznie i wyszukiwać schematów
charakterystycznych dla projektów tworzonych przez artystów oddalonych
geograficznie. Niepotrzebnie. Kolejne znowu przesłuchania i sam rugałem
siebie za uprzedzenia wobec płyty. Bo zestaw utworów oddanych w nasze
ręce przez artystów nie jest tworem syntetycznym. A świadczą o tym soki
wyciskane z gitar, ale i kapitalne partie chórków, które dodają pewnej
przestrzeni refrenom.
Jeśli chodzi o zaszufladkowanie płyty, to wrzucenie jej do szufladki
hard rockowej nie będzie wprawdzie krzywdzące, ale nieco spłyci, efekt
końcowy. Jeśli lubicie tak hard rockowe jak i metalowe płyty
Enevoldsena, nie wahajcie się sięgnąć po tę produkcję. Jeżeli zaś
jesteście fanami płyt gitarowych wirtuozów i nazwisko Michael Vescera
jest dla was ciekawym bodźcem, mogę was zapewnić że Fatal Force nieco
wybija się ponad schemat solowych płyt gitarzystów. Mam zresztą taką
nadzieję, że w niedalekiej przyszłości i takim albumem uraczy nas duński
wirtuoz.
8/10
Piotr Spyra