1. Stay Frosty Royal Milk Tea
2. The Last Of The Real Ones
3. Hold Me Tight Or Don’t
4. Wilson (Expensive Mistakes)
5. Church
6. Heavens Gate
7. Champion
8. Sunshine Riptide
9. Young And Menace
10. Bishops Knife Trick
Rok wydania: 2018
Wydawca: Island Records
https://falloutboy.com/
Czasy, kiedy wydawało mi się, że wszystko co na lewo od Slayera jest do
dupy już dawno przeminęły. Już jakiś czas temu zacząłem ostrożnie
podchodzić do syntezatorów w identyczny sposób jak pies obwąchujący nową
osobę zbliżającą się do swojego właściciela. Obecnie mój romans z
Depeche Mode, Alphaville i Kraftwerk trwa w najlepsze, a jego końca nie
widać. Tylko czy elektronika elektronice równa?
No właśnie tu pojawia się problem. Bo czy kompozytorsko-wykonawcze
perełki w rodzaju „Walking In My Shoes” czy „Big In Japan” można stawiać
w jednej linii obok dokonań takiego na przykład Timbalanda (który
notabene popełnił płytę z Chrisem Cornellem)? I gdzie w tym wszystkim
należy umiejscowić grupę Fall Out Boy i jej najnowszy studyjny krążek?
No cóż, gładka produkcja „MANII” i ogrom zawartych na niej plastikowych
brzmień sprawia, że aby dostrzec jej walory trzeba zdobyć się na
naprawdę obiektywne ujęcie tematu.
Jest tu kilka chwytliwych utworów. Moim osobistym faworytem jest „Wilson
(Expensive Mistakes)”. Po prostu fajna popowa melodia, która mniej
ortodoksyjnym maniakom ciężkiego łupania, do których sam się zaliczam,
może posłużyć za chwilę wytchnienia. Wyróżnia się też „Champion”, który
po kilku przesłuchaniach można na upartego nazwać najbardziej gitarowym
(chociaż biorąc pod uwagę, że w pozostałych utworach gitar nie ma prawie
wcale, nie wiem czy to aż taki silny komplement). W „Church” pojawia
się adekwatny do tytułu niby-kościelny chór budujący nastrojowe tło.
Udanym utworem jest „Heaven’s Gate”, przebojowa ballada, w której w
pewnym momencie słychać czyste wysokie nuty gitary basowej, a na samym
końcu słyszymy pojedyncze dźwięki fortepianu. Jedyne co mnie drażni w
tym kawałku to rozpoczynający go krzyk Patricka Stumpa. Niepotrzebny,
nawet lekko fałszywy. Wielokrotnie w moich recenzjach wspominałem o
klamrze kompozycyjnej, występuje ona również tutaj. Zarówno pierwszy jak
i ostatni utwór na albumie posiadają taką „kosmiczną” głębię. W gruncie
rzeczy cała płyta jest taka zimna i nastrojowa z czym koresponduje
adekwatna oprawa graficzna.
Minusy? No cóż, kiedy metalowiec słucha płyty popowego zespołu,
pierwszą, często wykrzyczaną na głos, myślą jest „o ja p*******, co to
za g****!” Mi już przy drugim utworze przeleciało przez myśl „czy dam
radę wytrwać do końca?”. Dałem i tak jak wspomniałem powyżej znalazłem
tu kilka fragmentów, do których prędzej czy później wrócę. Jednak sam
„The Last Of The Real Ones” jest okropny. To ciągłe powtarzanie frazy
tytułowej jest wybitnie męczące i w moim mniemaniu może się podobać
tylko uczennicom szkoły podstawowej, które co prawda chcą zacząć słuchać
rocka, jednak zanim się to stanie, to jeszcze trochę do tych dyskotek
pochodzą. Całkowicie mdłe jest „Sunshine Riptide” z udziałem niejakiego
Burna Boy’a. Pojawiające się na początku tego utworu frazy nagrane wspak
przywodzą mi na myśl „habarlaba habarlaba hesk” autorstwa pewnego
rapera mieniącego się Królem Albanii. Te dwa kawałki można jeszcze jakoś
przeboleć, bo stylistycznie pasują do reszty albumu, natomiast
kompletnie niesłuchalnym dnem jest „Young and Menace”. Ten szkaradny
romans z brzmieniami klubowo-dubstepowymi wymazał moje dobre wrażenia po
wysłuchaniu „Champion” czy „Heaven’s Gate” niemal do zera. Antymuzyczny
jazgot został dodatkowo okraszony niezwykle irytującymi przetworzonymi
piskami wokalisty. Mogli chłopcy sobie darować umieszczanie tego na
albumie.
Podsumowując, „MANIA” posiada wszystkie przymioty, które cechują popowe
albumy drugiej dekady XXI wieku. Mamy wspomnianą już gładką produkcję,
udział rzeszy producentów i zewnętrznych współkompozytorów. Ma lepsze i
gorsze momenty, ale brakuje jej wiodącego hitowego singla, takiego jak
„Radioactive” pokrewnej gatunkowo grupy Imagine Dragons. W świetle tego
ostatniego argumentu zakładam hipotezę, że nowe dzieło Fall Out boy
przepadnie wkrótce w zalewie podobnych sobie produkcji.
5/10
Patryk Pawelec