1. Fairytaleshow
2. Love
3. Szlag
4. Shake
5. 1985,
6. Spider – Man
7. Falling
8. Was She Gona
9. Backwords
10. Do Ani (Kult cover)
Rok wydania: 2015
Dystrybutor: Fonografika
http://www.facebook.com/fairytaleshow
Biorę w ręce okładkę i już mi się podoba – prosta, jedynie z dwukolorową
nazwą zespołu i czarnym rysunkiem sowy. Pożądany minimalizm niemalże
jak na stronie Google i pudełkach Apple. Z tyłu spis utworów, w środku
płyta cała w kolorze niebieskim, kilka (bardzo podstawowych) informacji o
zespole i jedno jego zdjęcie. Ten gustowny minimalizm przyciąga uwagę,
ale na pewno brakuje chociażby wkładki z tekstami, bo m. in. to wyróżnia
wydania płytowe od elektronicznych.
Po włożeniu płyty do odtwarzacza pierwsze wrażenie spowodowane okładką
lekko zanika… Utwór „Fairytaleshow” otwierający krążek nie jest chyba
tym co powinno się znaleźć na debiutanckim albumie na samym początku…
No, ale zdarza się. Później muzyka wydaje się być ciekawsza. Już w
drugim utworze wokal wydaje się być nietuzinkowy, a instrumenty brzmią
nietypowo – coś pomiędzy nowoczesnym rockiem, a eksperymentami. Na pewno
jednak pojawia się pytanie, czy wokalista śpiewa tylko po angielsku?
Wyjaśnia się to w już w trzecim utworze, który poprzez ciekawy wokal (w
końcu po polsku!) i bas grający pomiędzy dwoma oktawami pokazuje
prawdziwy styl kapeli.
Ten styl wnosi wrażenie warszawskiego, chociaż zespół jest z Ząbkowic
Śląskich. Grają fajnie, ale nie da się odrzucić „słodko – pierdzącego”
klimatu grzecznych rockmanów. Z jednej strony ok – mają swój styl, ale z
drugiej robią wrażenie zespołu na pięć minut. Swoje pięć minut już
jednak mieli, ponieważ z tego co się dowiedziałem to w 2013r. doszli aż
do finału jednego z telewizyjnych muzycznych szoł. Co prawda sam nie mam
telewizora i o Fairy Tale Show słyszę po raz pierwszy, ale z
przyjemnością oglądnąłem ich zmagania w programie na YouTube. Pod tym
względem zespół jest znakomitym kąskiem dla grzecznej młodzieży. Nawet
wygląd członków kapeli nawiązuje do „grzeczno – niegrzecznego” stylu
brytyjskich zespołów XXI w.
Poza wspomnianym wcześniej kiepskim początkiem reszta płyty wydaje się
być ciekawa. Linia melodyczna gitary niby jest prosta, ale charyzma
wokalisty z sekcją rytmiczną nadają całości lekkiego kopa.
Całość kończy cover „Do Ani” zespołu Kult. Wersja jest bardzo ciekawa i
żywa (znowu ten latający po oktawach bas tworzy klimat!). Wokalista
sporo zaryzykował śpiewając zupełnie inaczej niż w oryginale, ale chyba
było warto. Co prawda przeróbka wydaje się mi być adekwatna do
przesłuchania eksperymentalnego i nie wyobrażam sobie słuchania tego tak
często jak oryginału „Do Ani”, ale udało się dodać nieco powiewu
świeżości do tego klasyka.
Kapela nie przeciąga zbytnio długości płyty – i bardzo dobrze! Niewiele
ponad pół godziny to wystarczający czas, żeby przedstawić swoją
twórczość na płycie po raz pierwszy. Brawa też za ładną okładkę i
energię, którą słychać na płycie. Tyle, że dla mnie ta energia jest zbyt
„grzeczna”. Nawet te sztuczne roztrzepane fryzury i niedbałe garnitury
na zdjęciu wewnątrz płyty to mówią.
7/10
Rafał Dercz