01 Retrospection (intro)
02 The Force Of Your Heart
03 Unhole Divine
04 Little 15
05 Crime
06 So Silent
07 Thor’s Message
08 Endless Night
09 Lovelorn
Rok Wydania: 2008
Wydawca: Code666 Records
Eternal Deformity zaznaczył na przełomie roku obecnego i zeszłego swoją obecność na metalowej scenie bardzo mocnym akcentem. Frozen Crcus jest bowiem albumem bardzo ciekawym. Płyta jest świetnie zrealizowana. Brzmi bardzo naturalnie, ani na moment realizacja nie stała się sterylna ani bezduszna. Za zachowanie umiarkowania należą się pochwały. Trzeba przyznać, że produkcja jest na światowym poziomie.
Kolejna rzecz, która zrobiła na mnie kolosalne wrażenie, to oprawa graficzna krążka. Mroczne i demoniczne grafiki krążące wokół tematyki cyrkowej nie są nowością w metalu, ale za to pasują do zamysłu albumu… A dźwięki rodem z cyrkowej areny tylko potęgują wrażenie, że mamy do czynienia z głębszym konceptem.
„Frozen circus” zaczyna się utworem wprowadzającym, który może uśpić czujność i który stanowi ciszę przed burzą. Ściana dźwięków, która czeka na nas chwile później to istne metalowe inferno.
Wokalista zespołu operuje z jednakową wprawą czystym głosem jak i growlami. I o ile na początku przekonany byłem, że bez growli ten album byłby jeszcze lepszy. Po kilku przesłuchaniach doszedłem do wniosku, że nie wyobrażam sobie tej muzyki bez tego typu ekspresji.
Eternal Deformity na swoim nowym albumie serwuje nam niemałą huśtawkę nastrojów. Mamy melancholijne zwolnienia i niesamowite kanonady dźwięków. A wszystko to okraszone klawiszowymi solówkami bądź ścianą klawiszy w tle. Przychodzi mi na myśl wiele porównań do światowej czołówki muzyki gotyckiej czy symfoniczno metalowej. Jednak z premedytacją nie przytoczę żadnych nazw. Okazuje się nawet, że jeśli chodzi o gitary zespół czerpie inspiracje z thrashu, a rytmicznie przywodzi na myśl rozwiązania powermetalowe. Poza tym wiele tu flażoletów i zakręconych solówek.
Niewątpliwą zaletą albumu są bardzo dobre melodie i pojawiające się jako smaczek wokale damskie.
Ozdobą albumu jest cover Depeche Mode „Little 15”. Utwór znajduje się w środku albumu, co
samo w sobie jest zabiegiem dość nietypowym. Aczkolwiek może stanowić pewne urozmaicanie.
Jako moje ulubione utwory na płycie wymienię „Unholy Divine” i „So Silent”. Ale cały album prezentuje nadzwyczaj wyrównany poziom. Zarówno melodyjne fragmenty jak i zagrywki brutalne zapewne znajdą swoich zwolenników. Album jest na tyle wielowątkowy, że może spodobać się fanom wielu odmian metalu.
9/10
Piotr Spyra