1. Nescience 04:01
2. Domino 04:41
3. Masters 05:13
4. Reverie 04:12
5. Unplugged 04:18
6. Renovation 04:51
7. Wormhole 04:21
8. Square One 05:31
9. Zion 06:00
10. Blackmail 05:05
11. Madman 04:03
Rok wydania: 2013
Wydawca: Scarlet Records
https://www.facebook.com/empyrios
Któż z nas nie lubi niespodzianek, szczególnie takich, które faktycznie
cieszą. Któż z lubujących się w muzyce, nie lubi dźwiękowych odkryć,
szczególnie takich, które od pierwszego poznania wkupują się w nasze
łaski zdobywając naszą sympatię na dłużej. Właśnie coś takiego
przydarzyło mi się ostatnim czasie. W poszukiwaniu czegoś ciekawego
natknąłem się na włoski produkt sygnowany nazwą Empyrios.
W sumie nie wiem, co mnie skłoniło do degustacji albumu Włochów, bo
enigmatyczna okładka pozbawiona jasnych barw jakoś niespecjalnie
zachęcała do poznania. Więc co wywołało zainteresowanie? Przypadek i po
części ciekawość przed nieznanym. Mówią, że ciekawość to pierwszy
stopień do piekła i jeżeli faktycznie tak jest to w tym przypadku
„piekło” jest warte grzechu.
Pierwsze takty intrygują; po kilku sekundach tajemniczych dźwięków
zaczyna się muzyczna uczta o zdecydowanie nowoczesnym usposobieniu. To
muzyka cięższego kalibru z pokaźną dawką ciężaru i skomasowanej energii.
Utwory naszpikowane są rwanymi riffami, które trzyma w ryzach bardzo
precyzyjna sekcja rytmiczna. Nic nie jest kwestią przypadku – dominuje
matematyczna dokładność, punktualność. To co zmiękcza atmosferę i w
pewnym sensie zaskakuje, to mocno melodyjne refreny, które odciążają
dość industrialny klimat. Wówczas wokale, w przewadze drapieżne, stają
się czyste i przejrzyste. Wielu skojarzy to ze specyfiką Fear Factory i
coś w tym jest, choć Empyrios podąża nieco inną ścieżką.
Największą niespodziankę stanowią gitarowe solówki – w tego typu
dźwiękach już sama ich obecność wywołuje zamieszanie, a tutaj jest czego
posłuchać. Jednak nie ma co się temu dziwić, bo za partie gitary
odpowiada niejaki Simone Mularoni, którego niektórzy słusznie mogą
kojarzyć z prog/power metalowego DGM.
Ogólnie płyta robi jak najbardziej pozytywne wrażenie i z każdym
kolejnym odsłuchem wciąga coraz bardziej. Kompozycje łączą w sobie
nowoczesne wpływy, dziką energię z progresywną specyfiką. Klimatu dodaje
atmosferyczna elektronika tworząca ciekawe tło dla wyrazistego
instrumentarium. „Zion” nie ma słabych punktów i od początku do końca
trzyma wysoki poziom pokazując, że w metalu wciąż można zaoferować coś
nowego, świeżego.
Ten album stanowi kolejny mocny dowód na to, że słoneczna Italia to nie
tylko wszelkiej maści powerowe klimaty. Włochy mają do zaoferowania o
wiele więcej (nie mówię tu o kulinarnych przysmakach) i o tym świadczy
m.in. nowoczeny „Zion”. Kto lubi klimaty pokroju Tesseract, Raintime,
Fear Factory i Enej (ten ostatni to żart) ten zapewne pokocha muzyczną
propozycję Empyrios. Bardzo dobry album!
9/10
Marcin Magiera