1. Breaking The Mirror 6:26
2. Run 4:04
3. Warm Embrace 10:33
4. Autumn Leaves 8:06
5. Friends In Progression 5:44
6. Unconditional Love 8:31
7. Everyday 4:47
8. The Last Day On Earth 5:57
9. Iridium 9:36
Rok Wydania: 2010
Wydawca: SG Records
http://www.myspace.com/emptytremor
Na początek trochę historii, plus moje doświadczenia z Empty Tremor. Nie wiem czy też tak macie, ale kiedy poznam wartościowy zespół przy okazji jego n-tej płyty niezwłocznie intensyfikuję działania by zdobyć i poznać jego wcześniejsze pozycje. Włoski zespół Empty Tremor poznałem za sprawą Daniele Liveraniego… a Daniele chyba za sprawą rock opery Genius. Kiedy Alien Inside został wydany, znałem już wcześniejsze pozycje zespołu – i przyznam, że miałem krótkotrwały okres fascynacji ich muzyką. Kiedy skład zespołu zasilił Oliver Hartmann, kolejny album przyćmił poprzednie płyty i mniej do nich wracałem, bo najnowsza pozycja była po prostu świetna.
Zespół dość długo kazał czekać na następcę Alien Inside – i szczerze mówiąc dopiero po tym jak dowiedziałem się że płyta zostanie wydana wkrótce, dowiedziałem się że zespół opuścili jak mi się wydawało dość kluczowi członkowie – Liverani i Hartmann.
Pocieszeniem – i to dość sporym było dla mnie to że za mikrofonem ponownie zagościł Giovanni de Luigi.
Na Iridium czekałem z pewnymi nadziejami ale też z pewnymi konkretnymi oczekiwaniami, bowiem na stronie zespołu zamieszczono kilka fragmentów. Przyznam, też że jeśli chodzi o album jako całość wziąłem poprawkę na zmianę składu i pozostawiłem zespołowi pewną taryfę ulgową… po prostu cieszyłem się, że wreszcie pojawi się ich kolejny album.
Okazuje się, że nie potrzebne było żadne pobłażanie. Iridium obroni się zarówno w oczach fanów Alien Inside, ale i zdobędzie niewątpliwie uznanie wśród fanów szeroko pojętego prog metalu… a nawet dzięki rozbudowanym kompozycjom i utworom spokojniejszym ma szanse trafić w gusta sympatyków progresywnego rocka.
Zaskoczyło mnie to, że dość porównywalne stylistycznie do poprzednich płyt są w tym wypadku zarówno klawisze jak i chóry… które to elementy uważałem za domenę duetu Liverani/Hartmann. Ale tak naprawdę to zaledwie smaczek. Album jako całość jest bardzo przejrzysty i przestrzenny, a zwracają na siebie uwagę zarówno skondensowane, atakujące gitarowymi riffami utwory progmetalowe, jak i rozbudowane klimatyczne kawałki.
Zaskakujące jest to, że te drugie na równi pozostają w pamięci i mogą być wskazane wśród perełek tego wydawnictwa.
Bez skrępowania do moich faworytów zaliczę rewelacyjny „Run” czy spokojniejszy „Friends In Progression”, który z powodzeniem może stawać w szranki z hitem z albumu poprzedniego – czyli „I found you”, wypada też wspomnieć o konkretnym zakończeniu płyty – czyli tytułowym „Iridium”.
Album kipi pomysłami i melodiami, z jednej strony nie nuży, z drugiej nie ma mowy o przesycie, tu zachowano dość zdrowe proporcje.
Po wielokrotnym i dogłębnym przesłuchaniu na różnym sprzęcie można dopatrzeć się jednego, jedynego mankamentu, choć nie do końca wiem czy dla niektórych nie będzie to zaleta.
Produkcja albumu jest czysta do przesady. Szczególnie słychać to kiedy występują wybrzmienia instrumentów, w tle nie znajdziemy pojedynczego szumu czy trzasku… nie wiem – może jednak przydało by się trochę mięcha i jakiegoś niechcianego przesteru… Czy mamy w tym przypadku z albumem dopracowanym produkcyjnie do przesady? Chyba tę kwestię pozostawię każdemu słuchaczowi z osobna.
W przypadku mojej oceny ten element będzie kosztował ćwiartkę punktu odjętą od wyższego pułapu oceny bardzo dobrej. Dla mnie Iridium to czołówka podsumowania rocznego 2010 roku!
8,75/10
Piotr Spyra