EMIL BULLS – 2009 – Phoenix

EMIL BULLS - 2009 - Phoenix

1. Here Comes The Fire [04:23]
2. When God Was Sleeping [03:19]
3. The Architects Of My Apocalypse [03:20]
4. Ad Infinitum [04:14]
5. Triumph And Disaster [04:04]
6. Man Overboard! – The Dark Hour Of Reason [05:53]
7. The Storm Comes In [02:45]
8. Time [03:45]
9. Nothing In This World [03:55]
10. Infecting The Program [03:18]
11. It`s High Time [03:34]
12. Son Of The Morning [04:14]
13. I Don`t Belong Here [06:04]

Rok Wydania: 2009
Wydawca: Drakkar Records


Być może pasjonaci internetowych ciekawostek i miłośnicy coverów skojarzą Emilbulls z charyzmatycznym wykonaniem utworu A-ha – Take on me, zobrazowane przezabawnym teledyskiem… jeśli nie znacie tej wersji – skorzystam z okazji i polecam.

Emilbuls wydaje nakładem Drakkar records swój kolejny album.
Mimo, że z pozoru wydaje się, że muzyka zwana crossover wydaje się bardziej przystępna dla sympatyków wielu gatunków, zawartość pierwiastków innych, może odstraszać potencjalnych odbiorców…
Najciekawsze jest, że tego typu muzyka tak naprawdę kierowana jest do ludzi bardzo otwartych. Zwłaszcza na mieszanie stylów muzycznych. Emilbulls miesza -i to nieźle.
Nowożytny punkrock, z melodiami Linkin Park, szczyptą grungu, sporą dawką thrashu, który w tym całym otoczeniu prezentuje się raczej jako metalcore. Gdzieś w połowie albumu znajdziemy nawet nisko zestrojone gitary i riffy charakterystyczne raczej dla kapel spod znaku klimatów Paradise Lost.
To co zwraca uwagę w Emilbulls, to niesamowite pokłady energii, które muzycy są w stanie przekazać przez własną muzykę. Nie może ujść uwadze również zdecydowany nacisk na melodie, na szczęście nie mamy tu do czynienia z banalnymi piosenkami, ale tworami bardziej ambitnymi. Thrash-metalcorowe krzyki podkreślają agresywniejsze fragmenty – a pasują do muzyki zawartej na Phoenix idealnie!
Pojawiające się tu i ówdzie elektroniczne smaczki pogłębiają jeszcze wrażenie obcowania z muzyką na wskroś nowoczesną.
Tak naprawdę najbardziej zaskakującym utworem na płycie jest kawałek ostatni, który można traktować w kategoriach ballady. Przyznam, że nieco burzy mi odbiór krążka jako całości.

Niemcy z Emil Bulls zaserwowali nam prawdziwie amerykański album. Mimo wielu zawartych na nim wpływów, całość spięte jest pewną klamrą charakterystyczną dla zespołu.
Utwory w rockowym spektrum – mogłyby pretendować do miana radiowych hitów. Jednak jak wspominałem, muzyka tak stylistycznie rozległa będzie miała trudność dotrzeć do fanów muzyki ograniczających się w ramach jednego gatunku.
Krążek oceniam na granicy oceny dobrej i bardzo dobrej… gdyby nie ballada – mogłoby być pół punktu wyżej.
Wiadomo też że zostanie wydana wersja z trzema utworami bonusowymi, niestety promo ich nie zawiera.

7,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz