01. Kornishawn (4:17)
02. Illusions (6:32)
03. Stoned Dog (4:43)
04. Undefined Blood (5:05)
05. And now… (1:05)
06. …The Statue Burns (3:47)
07. Captive (5:06)
08. Indiana Jones (4:42)
09. Feats Divine (7:19)
10. Time (5:23)
11. Restless (4:17)
Rok wydania: 2012
Wydawca: Echoe
http://www.echoe.pl
Jak brzmi płyta, na której na równorzędnych zasadach pojawiają się
muzyka funky i progresywny rock? Ja już wiem – INTERESUJĄCO! Wszystko za
sprawą wrocławskiej grupy Echo i jej debiutanckiego albumu
zatytułowanego… „Echoe”.
Ten krążek to energetyczna dawka muzyki, to album bezkompromisowy, który
albo się pokocha albo znienawidzi! Dlaczego? Dlatego, że znalazły się
tu utwory, których niejeden fan progresywnych dźwięków nie będzie w
stanie strawić, z drugiej strony fani funky mogą mieć problem z odlotami
w stronę prog-rocka. To jednak cały urok tej płyty. Po pierwszym
przesłuchaniu nie do końca wiedziałem co o niej myśleć, teraz już wiem,
ze to jedno z najciekawszych polskich wydawnictw tego roku. Zaczyna się
funkującym „Kornishawn”, który polubią fani RHCP. Warto tu zwrócić
uwagę na świetne zwolnienie w stylu Fatih No More oraz… Gilmourowe
solo (jakbym słyszał jakiś ukryty kawałek z „A Momentary Lapse of
Reason”). Drugi w kolejności to dla odmiany progresywny killer z (znów
niespodzianka) soundgardenowym refrenem i wyśmienitymi emocjonalnymi
wokalizami w końcowej partii utworu. „Stoned Dog” to znów królestwo
funky z soczystym pulsującym basem a „Undefined Blood” to kolejny powrót
do bardziej klasycznego grania. Króciusieńkie, akustyczne „And Now…”
oraz „…The Statue Burns” to gratka dla osób lubujących się w nieco
podniosłych, nastrojowych klimatach, które w tym przypadku pasowałyby na
przykład do Pearl Jam. „Captive” to utwór, którego w okresie swojego
szczytu nie powstydziłoby się wspominany już Faith No More.
Psychodeliczne, szalone partie pianina a na ich tle upiorny śmiech
(mniej więcej w połowie trwania) brzmią niezwykle interesujące a żeby
było jeszcze ciekawiej już po chwili słyszymy Hammondziaki i kolejne
piękne gitarowe solo! Niestety w tym momencie następuje utwór promujący
to wydawnictwo, czyli „Indiana Jones” – niestety nie wiem co kierowało
zespołem aby wybrać właśnie tą kompozycję, ale moim zdaniem to
najsłabszy fragment płyty (Jamiroquai się kłania). Wszystko wynagradza
cudowny „Feats Divine” z delikatnym wstępem, bombastycznym rozwinięciem i
niezwykłym, pełnym emocji klimatem (zakończenie to klasyczny wywoływacz
ciarek!!). Na koniec otrzymujemy kolejny ukłon w stronę FNM w postaci
przebojowego – „Time” oraz mrocznego, ciężkiego „Restless”.
Warto zapamiętać tą nazwę, o Echoe powinno być wkrótce głośno. Muzycy
mają pomysł na siebie i robią to z niezwykłą gracją i finezją. Ok, nie
przepadam za funky, ale ta płyta broni się z przysłowiowym „palcem w
nosie”. Ilość pomysłów, aranżacyjnych smaczków do tego rewelacyjnych
partii wokalnych nie pozwalają o sobie zapomnieć. Początek z wysokiego
„c” – byle tak dalej!
8,5/10
Piotr Michalski