1. Sailing On
2. New Fading Sun
3. Hospitality
4. Recall
5. Into the Asylum
6. Landscapes
7. Strangers
8. Uncharted
9. The Temple
10. Inside
Rok wydania: 2012
Wydawca: Revalve Records
http://www.enricosidoti.eu/
https://www.facebook.com/earthcryproject
Trochę jestem skonsternowany, że ominęło mnie to wydawnictwo. No owszem,
kojarzę że widziałem gdzieś w sieci okładkę Earthcry ale „za Chiny” nie
przeszło mi przez myśl, ze to może być metal-opera. Nie dość że to
gatunek, po który chętnie sięgam, to jeszcze w obsadzie pojawia się
kilku moich ulubionych wokalistów.
Aby formalnościom stało się zadość, wymienię ich w kolejności, w jakiej
pojawiają się w booklecie: Roberto Tiranti (Labyrinth), Mark Basile
(DGM), Damian Wilson (Threshold), Oliver Hartmann (ex-Empty Tremor),
Zack Stevens (Savatage), Marco Sandron (Pathosray).
Najważniejsze w konstrukcji albumu jest to, że faktycznie kwestie
wokalistów umieszczone są w utworach w postaci dialogów, a chóry je
przeplatające dodają całości pikanterii. Muzyka, na której historia
została osadzona, będzie prawdziwą gratką dla sympatyków gatunku . Nie
dość że całości nie podporządkowano wokalistom, to kolejne utwory po
prostu mogą się podobać i nie wieją sztucznością. Album płynie dość
naturalnie a konwencja muzyki heavy/prog metalowej idealnie nadaje
dynamiki historii. Bardzo miłe a i zaskakujące jest to, że w pewien
sposób udało pogodzić się indywidualność wokalistów, których fragmenty
są dla nich charakterystyczne, z dobrem kompozycji.
Instrumentalnie również jest wyśmienicie. Nie dość że album brzmi
porządnie, to partie instrumentalne w żaden sposób nie schodzą na drugi
plan. Pojawiają się i niezłe podkłady rytmiczne i kapitalne solówki
(zarówno gitarowe jak i klawiszowe). Zdarza się zespołowi nawet popuścić
wodzę fantazji w jednym utworze i solówka jest nieco zbyt
wyeksponowana, ale w tym samym kawałku pojawia się jeden z fajniejszych
refrenów na płycie przez co wrażenie przerysowania zaciera się.
Erathcry prezentuje bardzo udaną fuzję heavy metalu z powerem we włoskim
stylu, prog metalowymi elementami a w zwolnieniach robi się nieco prog
rockowo. Najistotniejsze jest to, że nie czujemy gwałtownych zmian
stylistycznych. Jest to niewątpliwa zaleta i zaskakujący fakt jeśli
uświadommy sobie jakimi ograniczeniami kieruje się gatunek rock opery,
gdzie od obsady każdy fan oczekuje indywidualności.
Zaskoczyło mnie też, że o ile na początku odbierałem album w kategorii
czystego prog metalu, tak z biegiem czasu i przesłuchań jawi mi się
bardziej w kategoriach progresywnego rocka… fuzja ta jest udana jak
choćby w Ayreon.
8,5/10
Piotr Spyra