01. Awakening
02. Until Fear Is Gone
03. Healing the Scars
04. All I Am
05. Palace of Thoughts
06. Reverse
07. Erased from Existence
08. Mind to Decipher
09. Endless
10. Enemy Within
11. Painting the Shadows by Light
12. Erased (wersja bonusowa)
Rok wydania: 2017
Wydawca: Scarlet Records
http://www.eagleheart.eu/
Muszę przyznać, że trochę mi wstyd… Choć w miarę uważnie śledzę losy
sceny powermetalowej, nazwa EAGLEHEART jeszcze do niedawna pozostawała
mi obca (pod tym tytułem kojarzyłem przede wszystkim sztandarowy klasyk
autorstwa STRATOVARIUS). Zespół pochodzi z sąsiednich Czech, a w tym
kraju heavy/power metal cieszy się większym uznaniem (wśród
publiczności) niż w Polsce. Świadczy o tym przede wszystkim bogata
oferta koncertowa. Jednak pod względem ilości kapel grających tego typu
klimaty, sytuacja wygląda podobnie jak u nas – bez szału, chyba że znowu
czegoś nie wiem (śmiech)!
Dlatego EAGLEHEART stanowi swoisty ewenement – „Reverse” brzmi niczym
album nagrany zupełnie gdzieś indziej – i nie chcę tu nikogo urazić!
Muzyka jaką zawiera to kwintesencja melodyjnego prog/power metalu z
naciskiem na niemiecko – skandynawską szkołę. Tutaj można przywołać
nazwy m.in. takich formacji jak PRIMAL FEAR, STRATOVARIUS czy też
MASTERPLAN. To jednak nie wszystko, bo muzyka Czechów dodatkowo posiada
włoskie ubarwienie, stąd niekiedy daje się wyczuć specyfikę takich grup
jak TRICK OR TREAT, SECRET SPHERE. Jak więc można przypuszczać, czwarty
krążek prezentuje światowy poziom i to nie tylko w kwestii samych
pomysłów, ale również nieskazitelnej produkcji. Pod tym względem
„Reverse” może śmiało konkurować z zachodnimi realizacjami – płyta
posiada tłuste, mięsiste brzmienie o nowoczesnej prezencji. Dźwiękowo i
technicznie jest bez zarzutu – profesjonalizm pełną gębą!
Równie okazale prezentuje się szata graficzna, okładka oraz wnętrze
bookletu utrzymane są w stylistyczno – kolorystycznej jedności. Całość
nawiązuje do frontowej grafiki, której motywem przewodnim zdaje się być
człowiek i czas. To w powiązaniu ze specyfiką samego tytułu nadaje
całości ciekawych barw nastrajając do przemyśleń odnośnie przemijania.
Uzupełnieniem tego toku myślenia są także teksty odnoszące się m.in. do
zagadnień związanych z istnieniem, człowiekiem i czasem. Jest co
kontemplować, a infantylizm liryczny w tym przypadku jest pojęciem
obcym.
Jeżeli chodzi o muzykę, w tej materii zespół prezentuje wysoki poziom,
permanentnie ujmując kunsztownym rozmachem oraz aranżacyjnym bogactwem.
Kompozycje są mocno urozmaicone, zarówno rytmicznie jak również pod
względem mnogości wszelakich rozwiązań. Sporym atutem „Reverse” są dość
wirtuozerskie (nierzadko wręcz eksplodujące) popisy solowe – jest w
nich mnóstwo ekspresji oraz emocjonalnego zabarwienia. Co istotne,
towarzyszące im podkłady rytmiczne są wyraźnie przemyślane,
zróżnicowane. Nie opierają się tylko i wyłączenie na pojedynczym
motywie.
Utwory w przeważającej ilości są intensywne, a dźwiękowo dzieje się w
nich sporo – zespół stosuje liczne zmiany, również rytmiczne. Sprzyja
temu nienaganna praca perfekcyjnej sekcji rytmicznej, która oprócz
dynamicznej prezencji nieustannie oferuje coś nowego – muzycy nie
ograniczają się do obowiązkowego minimum. Kompozycje mimo
rozpoznawalnych zwrotek i refrenów (wielowątkowych) posiadają liczne
motywy instrumentalne, gdzie zespół ma wiele do powiedzenia. Nie brakuje
atmosferycznych momentów, o czym najlepiej świadczyć może lżejszy w
formie „Endless” z balladowymi wstawkami (jak też irytującym wyciszeniem
na koniec) oraz zamykający całość, a zarazem najspokojniejszy na płycie
„Erased” z fortepianowym podkładem oraz finezyjnymi partiami gitary
solowej. Nie bez znaczenia pozostają nienachalnie zaaranżowane tła
(klawiszowe), które mimo swojej podrzędności sprytnie wypełniają wolne
przestrzenie, choć tych tak naprawdę nie ma zbyt wiele. Album jest
także atrakcyjny pod względem nośnych melodii, szczególnie jeżeli chodzi
o charakterystyczne refreny – niektóre na dłużej pozostają w pamięci.
Stąd nawet pomimo dość dużego naszpikowania utworów wszelkimi
urozmaiceniami, niezaprzeczalnej intensywności, ten aspekt stanowi ważny
element „Reverse”. Dzięki temu utwory stają się rozpoznawalne, dając
słuchaczowi liczne punkty zaczepienia. Co prawda do pewnych momentów czy
rozwiązań trzeba dojrzeć, ale wraz z kolejnymi odsłuchami te kwestie
rozwiązują się same.
Jak też ogólnie wiadomo, w tego typu zespołach istotną rolę pełni (a
przynajmniej powinien to robić) wokalista i nie inaczej wygląda to w
przypadku EAGLEHEART. Roman Sáček nie ma powodów do wstydu. Powiem
więcej, radzi sobie wyśmienicie; zarówno w niższych jak i wyższych
rejestrach „porusza się” z łatwością (ciekaw jestem jak to wygląda na
żywo). Jego barwa i maniera mogą przywoływać na myśl m.in. takich
wokalistów jak Ralf Scheepers, Alessandro Conti, a pod pewnymi względami
przypomina nawet Daniela Heimana. Jego linie wokalne są mocno aktywne,
emocjonalnie urozmaicone, a jego rola nie ogranicza się wyłącznie do
zwykłego odśpiewania, tu czuć coś więcej.
Smaczku dodają atmosferyczne ornamentacje, czasem wręcz o orientalno –
bliskowschodnim kolorycie („Mind to Decipher”, „Healing the Scars”),
gdzie dodatkowo wokalistę wspomógł gościnnie niejaki Martin Klekner
odpowiadający za głębokie growle (także podczas „All I Am”). Znowu przy
okazji „Erased from Existence”, w motywach instrumentalnych słychać
klimatyczne, folkowo brzmiące „smyczki” autorstwa Adriana Malovanika.
Przy tej okazji wypada również wspomnieć, że na płycie gościnnie pojawił
się Roland Grapow (MASTERPLAN, ex-HELLOWEEN, ex-SERIOUS BLACK), który
oprócz wokali w „Painting the Shadows by Light” nagrał solówki do „Enemy
Within” oraz bonusowego „Erased”. Ponadto brał czynny udział przy
realizacji nagrań gitar, stąd jego udział w powstaniu „Reverse” można
uznać za dość znaczący.
To wszystko razem sprawia, że „Reverse” powinien wzbudzić szczególne
zainteresowanie wśród zwolenników melodyjnego prog/power metalu w
europejskim wydaniu. Zespół wprawnie łączy elementy każdej z tych
konwencji czyniąc to w sposób umiejętny, niebanalny. Dojrzałym pomysłom
towarzyszy równie profesjonalna produkcja, stąd kosztowanie nowego
materiału EAGLEHEART to prawdziwa przyjemność, a ta w miarę lepszego
poznania staje się coraz większa. Solida rzecz, którą z pewnością warto
obadać!
8,5/10
Marcin Magiera