01. Breathe with Me
02. The Grey
03. In the Arms of a Devil
04. My Darkest Hour
05. Ascension
06. Firesign
07. Closing Doors
08. Follow Me
09. Let Me Dream Forever
10. Starfall
11. The Light Inside the Tunnel
Rok wydania: 2018
Wydawca: AFM Records
http://www.dynazty.com/
Nie wiem jak to się dzieje, ale niektóre kraje europejskie są nad wyraz
płodne, jeżeli chodzi ilość wartościowych wykonawców (szczególnie mając
na względzie rockowe granie). Do takich miejsc z pewnością należy nasz
północny sąsiad, czyli Szwecja. Nie ma sensu przytaczać tutaj nazw
zespołów wywodzących się z tej części Skandynawii – jest ich zbyt wiele.
Jedno jest pewne; wywodzący się właśnie stamtąd DYNAZTY, to kolejny
przedstawiciel melodyjnego heavy/power, który na muzycznej scenie ma
coraz więcej do powiedzenia.
Zdaje się to potwierdzać najnowsze (już piąte) wydawnictwo tejże
formacji, zatytułowane „Firesign”. Płomienna okładka z ognistą symboliką
ma swoje przełożenie na równie gorącą zawartość muzyczną. Wskaźnik jej
melodyjności dobija do najwyższego poziomu. Zespół fenomenalnie łączy
elementy występujące m.in. w twórczości NIGHTWISH, ECLIPSE, BEAST IN
BLACK, AMARANTHE czy też SABATON. Dlatego album pod względem
chwytliwości i przebojowości jawi się wyłącznie w jaskrawych kolorach.
„Firesign” to nic innego jak melodyjny heavy/power w nowoczesnym
wydaniu. Niektórzy mogą zarzucić grupie typowo komercyjne podejście do
tematu poprzez propagowanie mocno nośnych melodii, które przyciągną
także mniej wymagającego słuchacza. Tym niemniej „Firesign” kryje w
sobie coś więcej. Mianowicie ekipie z DYNAZTY udało się nasączyć swoją
muzykę czymś wyjątkowym. Chodzi o hardrockową aurę, która roztacza się
nad całym wydawnictwem. Na pewno sprzyja temu charakterystyczna barwa
wokalisty, który na „Firesign” robi kawał świetnej roboty. Stanowi mocną
stronę nie tyle samego wydawnictwa, ale również zespołu. Nils Molin ma
moc w głosie, rockowy pazur. Jego partie niekiedy przywołują na myśl
specyfikę Joey’a Tempesta, co daje się poczuć przy okazji singlowego
„The Grey”, a niekiedy generuje (zwłaszcza podczas nieco folkowego
„Ascension”) skojarzenia wobec DIO.
Ponadto z uwagi na wyczuwalne naleciałości lat 80, można się pokusić o
stwierdzenie, że DYNAZTY to taki nowoczesny EUROPE, tyle że na
sterydach. Zresztą same kompozycje wykazują liczne podobieństwa wobec
rock – metalowej stylistyki sprzed lat – chodzi przede wszystkim o
zbliżony ładunek przebojowości. Tym niemniej, w tym przypadku mamy do
czynienia z mocniejszą energetyką, na co duży wpływ ma „ukręcone”
brzmienie.
Panowie mają też smykałkę do tworzenia melodyjnym pocisków, czego
przykładów na „Firesign” znaleźć można bez liku i potwierdza to już na
wstępie otwierający „Breathe with Me”. Numer po prostu miażdży swoją
chwytliwością i nie jest to wcale odosobniony przypadek. Zespół nie
stroni również od elektroniki, dlatego oprócz sampli, pojawiają się
śmiałe klawiszowe zdobniki, które czasem mniej lub bardziej „wchodzą” na
główny plan. Pod tym względem zespół zbliża się w okolice SABATON czy
też AMARANTHE. Czasem robi się mniej metalowo (wręcz popowo), ale
globalnie całość trzyma fason, a metalowa formuła pozostaje
niezachwiana. W odbiorze sprzyjają nieskazitelna produkcja, oraz
nienaganny warsztat muzyków i wykonanie. Nie ma miejsca na przypadkowe
posunięcia, niedopowiedzenia. Wszystko jest poukładane, dopracowane,
profesjonalnie zrealizowane, oczywiście przy zachowaniu naturalnej
energii oraz metalowo-rockowa pazura.
Stąd też, jeżeli chodzi o ogólną prezencję, „Firesign” wypada
rewelacyjnie. DYNAZTY stworzyli album niezwykle dojrzały, dopracowany
pod każdym względem, taki który nie posiada słabych punktów. Słucha się
go z czystą przyjemnością i powiem więcej, osobiście zostałem zniewolony
jego zawartością – świetny krążek i tyle!
8,5/10
Marcin Magiera