01. In The Arms Of Morpheus (5:22)
02. Night Terror (9:55)
03. A Broken Man (8:30)
04. Dead Asleep (11:06)
05. Midnight Messiah (7:58)
06. Are We Dreaming? (1:28)
07. Bend The Clock (7:24)
08. The Shadow Man Incident (19:32)
Rok Wydania: 2025
Wydawca: InsideOut Music
PŁYTA MIESIĄCA – LUTY 2025
Ciekawostką jest, że na płytę miesiąca w lutym, wybór członków redakcji padł jednogłośnie. Kiedy jednak uzasadnienia zaczęły pojawiać się na piśmie, okazało się, że przywodzą na myśl raczej małżeństwo z rozsądku. Nie zabrakło jednak i entuzjastycznego podejścia.
To jest tak, że Dream Theater to dla mnie pewniak. Mimo, że czasem nasze postrzeganie muzyki potrafi się rozjeżdżać, to hołdują pewnej estetyce, którą mnie kupują. Nie wszystkie single mnie zachwyciły. Bo „Night Terror” i owszem, ale już „Broken Man” trochę mnie nużył. I tak jest w sumie z albumem jako całością. Bywają na nim fragmenty, które mijam. Instrumentalny otwieracz był drugim numerem, który do mnie nie trafił. Za to spokojniejszy i krótszy „Bend the Clock” wymienię jako jasny punkt produkcji. Nie zauważyłem, żeby zmiana za bębnami wpłynęła znacznie na finezję rytmiczną. Chyba po prostu obaj pałkarze są genialni i tyle. Podsumowując – chętnie słucham „Parasomnia” i w lutym byli u mnie w czołówce, ale na podsumowanie roczne nie mają co liczyć.
Piotr Spyra
Od paru dobrych lat nie ekscytują mnie premiery nowych dzieł Dream Theater. Posłucham z ciekawości (i z nadzieją – coraz mniejszą – na zachwyt) i… tyle. Najnowsze wydawnictwo ma wszystkie zalety i wady płyt DT. Wirtuozeria niezaprzeczalna, ale dłużyzn i zbędnych popisów instrumentalnych aż nadto. Na plus „Bend The Clock” i metallikowy „Midnight Messiah”. Finałowa suita – mogliby spokojnie skrócić o połowę. Maybe next time…
Robert Dłucik
Z tą płytą były wiązane wielkie nadzieje. DREAM THEATER znów z Mike’m Portnoyem, fani czekali z niecierpliwością i nadziejami… a jaki mamy efekt końcowy? To poprawna płyta. Wszystko jest na swoim miejscu, część recenzji jest dość entuzjastycznych, ale są i głosy rozczarowania. Ja jestem gdzieś pośrodku, ale ukazanie się tego wydawnictwa, do tego z Portnoyem w składzie, to wydarzenie zasługujące na wyróżnienie.
Piotr Michalski
Dream Theater okres odkrywania prochu ma już dawno za sobą. Teraz tym prochem z płyty na płytę strzelają. Jeżeli chodzi o celność, to raz jest lepiej raz gorzej. Tym razem muszę pogratulować zespołowi formy strzeleckiej, bo „Parasomnia” wyjątkowo do mnie trafia!
Marek Toma
Mniej więcej od chwili premiery Six Degrees Of Inner Turbulence każdy kolejny album Dream Theater utrzymany jest na zbliżonym poziomie. Grupa nie wytycza już nowych ścieżek w nurcie prog-metalowym, ale konsekwentnie podąża dawno wydeptanym śladem. Podobnie sprawy mają się w odniesieniu do najnowszej produkcji amerykańskiej formacji. Powrót do składu pana Portnoya to oczywiście miły dodatek dla najwierniejszych fanów, ale nie oznacza to od razu wskrzeszenia klimatu z płyt Awake bądź Metropolis Pt2. Tamte czasy minęły bezpowrotnie. Parasomnia to krążek rzetelny, dobrze zrealizowany, całkiem przyzwoity. Tylko tyle i aż tyle.
Michał Kass