DREAM THEATER – 2021 – A View From the Top of the World.

1. The Alien (9:32)
2. Answering the Call (7:35)
3. Invisible Monster (6:31)
4. Sleeping Giant (10:05)
5. Transcending Time (6:25)
6. Awaken the Master (9:47)
7. A View from the Top of the World (20:24)

Rok wydania: 2021
Wydawca: Sony Music/InsideOut


Zacznę od mocnego stwierdzenia, że Dream Theater nagrał najlepszą płytę z Manginim w składzie. Za gorszą ocenę poprzednich albumów, nie winię absolutnie Manginiego! Za taki stan rzeczy odpowiedzialny jest przede wszystkim gitarowo – klawiszowy tandem, który zaczął traktować  powierzchnię płytowego krążka, jak tor Formuły 1. Na nowej płycie na szczęście mniej jest już wyścigu dwóch bolidów Petrucci – Rudess.

Klawiszowe popisy Rudessa, stawały się ostatnio coraz bardziej przewidywalne i nudne, aż zatęskniło się za instrumentalnym minimalizmem Kevina Moora. Nie wiem co sprawiło, że tym razem nagrali płytę, która pod tym względem różni się od poprzednich?  Tutaj wszystko jest idealne wyważone i brzmi na potęgę rewelacyjnie! Tym razem klawisze nieco schowane z tyłu, tworzą jednak idealne i różnorodne pod względem klimatu tła. Aż przyjemnie posłuchać prostszych klawiszowych, wręcz fortepianowych  partii i klimatycznych motywów w „Transcending Time”. Oczywiście charakterystyczne „rudessowskie” zagrywki są tutaj również obecne, chociażby w najdłuższej na płycie tytułowej  20 minutowej suicie  „A View From the Top of the World”, ale nie dominują tak nachalnie, jak to często bywało. Również forma wokalna Jamesa LaBrie, jest tutaj godna pochwały.  Bynajmniej  „A View From The Top Of The World” nie jest płytą delikatniejszą i lżejszą od poprzednich. Wprost przeciwnie ma potężną metalową moc. Wystarczy posłuchać takich petard, jak otwierającą płytę kompozycję „The Alien”,  „Sleeping Giant” czy „Awaken the Master”. Przede wszystkim ma jednak tą witalność i świeżość, której ostatnio niestety brakowało. Nie ma tutaj również przerostu formy, jak chociażby na  koncepcyjnym kolosie „The Astonishing”.

Słuchając ostatnich albumów, doceniało się oczywiście umiejętności techniczne i  niezaprzeczalny kunszt muzyczny zespołu.  Najchętniej jednak z płyt tych powycinałoby się najlepsze kwestie, tworząc indywidualny, dźwiękowy the best. Najnowsza płyta słuchalna jest natomiast zdecydowanie w całości i ma to coś, co sprawia że chce się do niej wracać. Jak sugeruje okładka, faktycznie można wyskoczyć z butów!

Nawet  biały łabędź, który podpłynął cichaczem, załapawszy się na fotkę  na tylnej grafice płyty, nie umie się temu nadziwić! ?

9/10

Toma Marek

Dodaj komentarz