1. A Nightmare to Remember
2. A Rite of Passage
3. Wither
4. The Shattered Fortress
5. The Best of Times
6. The Count of Tuscany
Rok Wydania: 2009
Wydawca: Roadrunner Records
http://www.myspace.com/dreamtheater
Królowie metalu progresywnego wydali już masę przeróżnych longplayów:
typowo progresywne 'Images and Words’, 'A Change of Seasons’, jak i
thrashmetalowe 'Train of Through’. Obydwa te gatunki mieszają się na
wszystkich płytach po 'Metropolis pt 2′. Na ToT również znajdują się
zalążki progresywnego grania. Osobiście gustuje w progresywnej odsłonie
Teatru Marzeń. Biorąc pod uwagę ostatnie płyty Dreamów, nie oczekiwałem
cudów, ani powrotu do 'Images and Words’. Z tą delikatną nutką nadziei,
przesłuchałem najmłodsze dziecko Dream Theater.
Zaczęlo się katastrofalnie. 'A Nightmare to Remember’ to straszny
zawód. Wszechogarniający chaos, pomieszanie z poplątaniem,
pseudo-blacksabbathowe riffy, śmieszący growlujący Portnoy, masa
bezcelowych popisów czysto technicznych. Parafrazując tytuł : koszmar o
którym trzeba zapomnieć. Następne w kolejności singlowe ’ A Rite of
Passage’. W skrócie – brzmi to jak odrzut z 'Death Magnetic’ Metallici.
Ciekawa solówka Petrucciego. Nic poza tym. Utwór bez duszy. Niby miał to
być koncertowy, prosty hymn, promujący ich najnowsze dzieło. Po
koncercie w Bydgoszczy przy okazji Progressive Nation 2009, mogę śmiało
stwierdzić iż w wersji live, brzmi równie słabiutko. Po tych dwóch
utworach byłem bardzo rozczarowany. Ba, wręcz wsciekły na Dream Theater.
Dlaczego wydają gniot?
Pełen zażenowania, włączam 'The Shattered Fortress’. Mimo iż nie
przepadam z najnowszymi dokonaniami DT, to jeśli miałbym wyróżnić coś
pozytywnego, to będzie to ’ The AA Suite’ której finałową częścią jest
właśnie wyżej wymieniony utwór. 'The Shattered Fortress’ to utwór pełen
muzycznej zabawy cytatami w zwartej formie z typową metalową mocą. W
końcu jakiś ciekawy kawałek, w serce wlała się ponownie nutka nadziei..
'Wither’, czyli następny utwór to ładniutka gitarowa balladka, chwila
odpoczynku po trzech mocnych utworach. Lecz to wciąż nie to czego
oczekiwałem po DT. Przeglądając książeczkę albumu, dostrzegłem iż dwa
ostatnie utwory są stosunkowo długie. Czyżby dwie typowo progresywne,
pełne kunsztu, finezji, emocji perły?
Tak. Cierpliwość popłaca. The Best of Times’ i 'The Count of Tuscany’
to zdecydowanie najlepsze utwory na BC&SL. 'The Best of Times’
zaczyna się przejmującym, fortepianowym intrem. W dalszej części mamy..
hołd dla Rush.. Muzyka jawnie i myślę, że świadomie nawiązuje do 'The
Spirit of Radio’ kanadyjskiego tria. Perfekcyjne wykonanie, czapki z
głów. W końcówce coś typowo dreamtheaterowego, przepiękna, solówka
gitarowa Johna Petrucciego. Moim zdaniem jedna z jego najlepszych partii
gitarowych. Udowodnił że nie jest tylko technicznym szybkobiegaczem.
Solo z 'The Best of Times’ jest wyjątkowo przejmujące, pełne emocji,
niesamowicie wzruszające.. Kapitalne dzieło. Zaś 'The Count of Tuscany’
jest… jeszcze lepsze!
Totalny, progresywny majstersztyk. Znów delikatne aluzje do Rush
(podobna kompozycja do rushowego 'Hemispheres’). Utwór zaczyna się od
magicznego, przejmującego intra. Wirtuozerskie popisy
klawiszowo-gitarowe zagrane na początku utworu zachwycają, gdyż w
przeciwieństwie do np. 'A Nightmare to Remember’ zachowana zastała
równowaga, pomiędzy czystą techniką a emocjami. Dalej, część właściwa
utworu, przywołująca wspomnienia z fantastycznego longplaya 'Images and
Words’ Mankamentem jest pojawiający się od czasu do czasu growl
Portnoya. Po fragmencie, pełnym metalowej energii, następuje pełne
oczarowanie. Spokojna gitara Petrucciego i majestatyczne klawiszowe
pasaże Rudnessa, przenoszą metaforycznie do toskańskiego zamku. Siedząc
na tronie jakiegoś włoskiego hrabiego, przed oczyma pojawia się bard z
gitarą. Tak, to Petrucci z akustykiem. Wraz z LeBriem tworzą jeden z
najpiękniejszych momentów na BC&SL. Śpiew LeBrie’a jest niesamowicie
ekspresyjny, wzruszający. Genialne zakończenie genialnego utworu. Czas
się obudzić i przejść do podsumowań.
Płyta pełna kontrastów. Nasuwa mi się refleksja odnośnie obecnej
sytuacji Teatru Marzeń. Zespół widać jest rozdarty pomiędzy grą czysto
metalową i grą czysto progresywno – metalową. Moim zdaniem powinni się
określić gatunkowo. Mogliby być świetnym zespołem thrashowym, grając tak
jak na 'Train of Through’, mogą też grać świetną progresywno – metalową
muzykę spod znaku 'Images of Words’ lub chociażby spod znaku ostatnich
dwóch utworów na 'BC&SL’. Nie zawsze gra czysto metalowa im
wychodzi, świetnym przykładem dwa pierwsze utwory na 'BC&SL’.
Głęboko wierze iż na następnym longplayu określą, którą drogą podążą.
Nie ma drogi pomiędzy, przynajmniej w wypadku DT. Płyta godna uwagi lecz
zbyt niespójna. Wciąż mają niebywały kompozycyjny potencjał. Trzeba w
nich wierzyć.
7/10
Grzegorz Romanowicz