01. In The Presence of Enemies Pt.1 (9:00)
02. Forsaken (5:36)
03. Constant Motion (6:55)
04. The Dark Eternal Night (8:51)
05. Repentance (10:43)
06. Prophets Of War (6:01)
07. The Ministry of Lost Souls (14:57)
08. In The Presence of Enemies Pt.2 (16:38)
Rok wydania: 2007
Wydawca: Roudrunner
Zespół Dream Theater należy do tych które moim zdaniem w swojej karierze
nie nagrał jeszcze złej płyty, nagrywa płyty dobre bądź wyśmienite. Po
dobrej poprzedniczce, Octovarium, nadszedł czas na wyśmienitą Systematic
Chaos. Jedni faworyzują płyty z pierwszego okresu kiedy klawiszowcem
był jeszcze Kevin Moore, inni wolą te nowsze oblicze zespołu z Jordanem
Rudessem w składzie. Ja cenie oba etapy twórczości a nawet ten kiedy za
klawiszami zasiadał Derek Sherinian. Wydali wtedy płytę Falling Infinity
uznawaną według krytyków nazbyt komercyjną. Owszem jest to płyta nieco
lżejsza w odbiorze ale równie znakomita co poprzednie. Jednak nie tej
płyty miała dotyczyć moja recenzja, skupiam się więc już na ostatnim
wydawnictwie (nie licząc płyty kompilacyjnej) sygnowanej logiem Dream
Theater – Systematic Chaos.
Płyta spięta jest jakby klamrą, rozpoczyna się i kończy kompozycją In
The Presence of Enemies w dwóch odsłonach. Pierwsza część tej kompozycji
otwierająca album trwa 9 minut, zamykająca album część II jest znacznie
dłuższa trwa przeszło 16 minut i jest najdłuższym utworem tego
znakomitego albumu. Najbardziej wyróżniającym się kawałkiem jest chyba
utwór drugi – Forseken. Rozpoczyna się motywem kojarzącym się nieco z
Dzwonami Rurowymi Oldfielda po czym wybucha swą energią, ciarki chodzą
po plecach, ciarki a może to okładkowe mrówki ? Następny, Constant
Motion to mocny motoryczny kawałek z prawdziwie trashowym riffem i
wokalem kojarzącym się jednoznacznie z Metallicą. Następnie słyszymy
syreny jakby z War Pigs Sabbatów i wchodzą z kolei motywy zapożyczone od
Kanadyjczyków z Rush, na koniec dostajemy wspaniały gitarowy zestaw
solówek których nie powstydziliby się najwięksi wirtuozi gitarowego
rzemiosła. O czym ja w ogóle mówię, przecież Petrucci do tego zacnego
grona należy. Utwór czwarty The Dark Eternal Night równie trashowymi
zagrywkami. To również szybka i ostra kompozycja, dostajemy potężną
dawkę klawiszowej ekwilibrystyki zaserwowanej nam przez Jordana Rudessa.
Po dwóch ultraszybkich, cięższych brzmieniowo, wręcz trashowych
numerach przyszła pora na znacznie wolniejszy, zróżnicowany Repentance.
Rozpoczyna się z jakimś natchnieniem, aurą tajemniczości i ulotnego
piękna. To jeden z moich ulubionych utworów na tej płycie z iście
floydowskim zakończeniem, prawdziwa muzyczna perła. Następny, Prophets
of War to kolejny znakomity utwór. Tykanie basu i delikatny dźwięk
talerzy tworzy fascynujący klimat, mamy w tym utworze melorecytacje
kojarzące się z wokalizami Pattona z Faith No More. I kolejny utwór The
Ministry of Lost Soul z patetycznym początkiem, delikatnym wokalem
Jamesa Labrie i piękną melodią, rozwija się leniwie aż do kulminacyjnego
punktu. Z utworem tym jest jak ze wspinaczką górską, wspinasz się z
mozołem na szczyt, wreszcie dochodzisz do celu by z góry spojrzeć na
otaczające cię piękno. Na zakończenie wspomniana wcześniej, najdłuższa
kompozycja, druga częsć In the Presence of Enemies, doskonała
rozbudowany utwór z bardzo klarownym brzmieniem.
W muzyce Dream Theater można się zatopić, ma tyle pokładów nastrojów,
emocji i energii. Słuchając Systematic Chaos czuję się jak okładkowa
mrówka, maluczka a otaczający świat jest pogmatwany jak okładkowe
autostrady spowite kłębami chmur, tego mroku nie rozświetli blask
przydrożnych latarni.
Niektórzy zarzucają Dreamom że czerpią garściami z dorobku innych,
słychać w ich muzyce echa Metalliki, Rush, Sabbatów, Floydów i wiele
innych wpływów. Dream Theater umie z owych inspiracji stworzyć swój
własny Teatr Marzeń.
9,5/10
Toma Marek