1. A Change of Seasons:
I. The Crimson Sunrise
II. Innocence
III. Carpe Diem
IV. The Darkest of Winters
V. Another World
VI. The Inevitable Summer
VII. The Crimson Sunset
2. Funeral for a Friend/Love Lies Bleeding (Elton John cover)
3. Perfect Strangers (Deep Purple cover)
4. The Rover/Achilles Last Stand/The Song Remains The Same (Led Zeppelin cover)
5. The Big Medley:
– In the Flesh? (Pink Floyd cover)
– Carry On Wayward Son (Kansas cover)
– Bohemian Rhapsody (Queen cover)
– Lovin’, Touchin’, Squeezin’ (Journey cover)
– Cruise Control (Dixie Dregs cover)
– Turn It on Again (Genesis cover)
Rok wydania: 1995
Wydawca: EastWest
http://www.dreamtheater.net
A Change of Seasons jest wydawnictwem dość niezwykłym. Oprócz tytułowego
rozbudowanego do ponad 20 minut utworu, zawiera zbiór coverów. Całość
zamyka się w niecałej godzinie, co jak na EPkę jest wynikiem bardziej
niż imponującym.
Jednak ja przyznam, że zazwyczaj słucham jedynie
części zasadniczej. Zresztą A Change of Seasons jest utworem wartym
uwagi. Po pierwsze spójnym, ale wielowątkowym, który składa się z 7
części. Jego geneza sięga lata wstecz. Pierwotnie utwór miał ukazać się
na drugim albumie. Wówczas trwał kilkanaście minut – i zrezygnowano z
niego. Przez lata był jednak ogrywany i rozbudowywany przez zespół,
również na koncertach. Co istotne, fakt iż został wydany na osobnym
krążku to zasługa fanów, którzy wymusili to na wytwórni.
Była to
pierwsza okazja zaprezentowania się w szeregach zespołu Dereka
Sheriniana, który jak się mówi wpłynął dość znacznie na ostateczny
kształt kompozycji.
Jeśli się wsłuchać, znajdziemy tu lekkie jazzowe
ciągotki Sheriniana, czy też elementy klawiszowe które
charakterystyczne są dla albumu kolejnego. Nie wiem czy jest sens o tym
pisać, bo w przypadku Dream Theater – to jak aksjomat, ale A Change of
Seasons brzmi fantastycznie. Jest to jeden z tych utworów/albumów
gdzie osiągnięty został idealny kompromis w miksie. Brzmi to
fenomenalnie jako całość jednak słuchacz nic nie uroni z indywidualnych
partii poszczególnych instrumentów.
Tekst napisany przez Portnoya
zawiera cytaty ze Stowarzyszenia Umarłych Poetów (a raczej z wiersza,
który się w nim pojawia), a inspirowany jest śmiercią jego matki.
Całość wraz z podtytułami i oprawą wizualną wydawnictwa trzyma się w klimatycznych ramach i sugeruje przemijanie…
Fantastycznie i soczyście brzmią tu gitary. Sporo jest brzmień
nieprzesterowanych i akustycznych. Do tego oprócz typowo progresywnych
agresywnych klawiszy, pojawiają się również partie melodyjne i
wyciszające.
Może w całości, w pogoni za formą, zabrakło nieco
łatwych do zapamiętania melodii. Ale przez to utwór zapada bardziej w
pamięci jako całość, niż dzięki wybijającym się fragmentom. W pamięć
zapadają raczej konkretne motywy, które kojarzymy podczas kolejnych
przesłuchań… jednak zanucenie ich po zakończonym odsłuchu, to dość
poważne wyzwanie.
Utwór jest progresywny do szpiku kości, mimo że
zrezygnowano w nim z dysharmonii dysonansów czy też rytmicznych
rewolucji. Przez fanów grupy stawiany na piedestale… słuchaczom
postronnym pomogłoby wyraźne podzielenie na tracki.
Covery
zawarte na tym albumie wymagają osobnego opisu. Po pierwsze to ciekawa
forma, ponieważ zostały nagrane na żywo. Po wtóre są to interpretacje
klasycznych już wykonawców. A na tapetę poszli: Elton John, Deep
Purple, Led Zeppelin, Pink Floyd, Kansas, Journey, Dixie Dregs,
Genesis.
Niezależnie czy lubimy utwory w ich oryginalnych wersjach,
przyjemnie słucha się ich w wykonaniu Dream Theater. Jako, że to
kawałki klasyczne… brzmią bardziej rockowo niż metalowo, nawet w
interpretacjach DT. Wiele do powiedzenia mają tu klawisze czy to w
postaci pianin czy też hammondów. Lata później nie raz okaże się, ze
Sherinian czuje się doskonale w takich odkurzonych klimatach.
Jako,
że nie przepadam za częścią z utworów w wersjach oryginalnych, dla mnie
najciekawsze są wersje Purpli i Queen (choć to zaledwie nieco ponad
minutowy fragment).
Wydaje mi się, że po latach nie ma sensu się też
za bardzo rozpływać nad tą częścią wydawnictwa, bowiem Dream Theater
wydał niejeden krążek z coverami. Czy to w postaci płyt bonusowych czy
też tzw. official bootlegs.
Dla mnie to wydawnictwo to fenomenalny utwór tytułowy i bonus/ciekawostka w postaci mini koncertu z coverami. Złapałem się jednak na tym, że chętnie widziałbym tą EPkę zamkniętą w 23 minutach utworu zasadniczego.
Piotr Spyra