1. Heretics (4:50)
2. Elizabeth (8:22)
3. Utopic (6:38)
4. To Love Is To Leave (8:01)
5. The Name You Fear (6:09)
6. It Must Taste Good (8:31)
7. I Know What You Are (6:42)
8. Fist To Face (4:15)
9. Lost Our Faith (2:05)
10. How Long We Wait (9:28)
11. Ashes Fall (8:07)
Rok wydania: 2014
Wydawca: –
http://www.dreamtheelectricsleep.com/
Płyta „Dreamów” ( Dream The Electric Sleep) jest przykładem na to jak
ważną sprawą może być okładka. Bo to właśnie okładka, która przykuła
moje oko, przyczyniła się do sięgnięcia po tą płytę. Podobnie było dawno
temu z płytą innych Dreamów („ Awake” – Dream Theater). W obu
przypadkach graficzne bogactwo idzie w parze z bogactwem muzycznym.
Dream The Electric Sleep to trio: Matt Page (gitara, klawisze, wokal),
Joey Waters (perkusja) oraz Chris Tackett (bas). Pochodzą ze Stanów, a
dokładniej z Lexington. Powstali w 2009 roku. Swój debiutancki album
„Lost and Gone Forever” wydali 3 lata temu.
Styl w jakim obraca się zespół powinien połączyć ze sobą zarówno
zwolenników post rocka jak i muzyki progresywnej. Wpływy obu muzycznych
światów są tutaj wyczuwalne, jednak zespół brzmi bardzo oryginalnie, nie
czerpiąc nachalnie z kanonu tych gatunków. Wokal Matta może delikatnie
skojarzyć się z wokalistą U2 a muzycznie skonfrontowałbym ich raczej z
Brytyjczykami z Amplifier. O mocy ich muzyki decydują gitary – bogate,
ostre brzmienie często uciekające się do przesterów i pogłosów. W
gitarowych solówkach nie brak pewnego blues-rockowego luzu, niczym u
zeppelinowych gigantów, ale jest tutaj obecna również pewna
post-rockowa, maniera polegająca na powtarzalności fraz w budowaniu
nastroju. W muzycznym klimacie wręcz słychać wkładaną w muzykę pasję i
uczucie. To kipi pasją i uczuciem!
Płytę należy postrzegać jako całość zarówno pod względem muzycznym jak i
treści (jest to koncept dotyczący ruchu sufrażystek). Nie ma tutaj
przerw pomiędzy kompozycjami. Spośród tej doskonałej calizny wyłaniają
się oczywiście fragmenty, które wyjątkowo wgryzają się w pamięć,
chociażby przeuroczy „Elizabeth”, bardziej akustyczny „Love Is To
Leave”, czy zagrany z symfonicznym rozmachem „How Long We Wait”.
Wrażenie robi również sama końcówka, z męską i żeńską melodeklamacją w
tle, brzmiącą niczym modlitwa.
„Heretics” – to jedna z tych płyt, które niespodziewanie zawładnęły mną i
nie chcą puścić. Myślę pozostanie ze mną, aż do momentu corocznego
wyboru najlepszej płyty mijającego roku.
9,5/10
Marek Toma