1 Children of the Dawn
2 Fire in the Sky
3 Living After Midnight (feat. Rob Halford)
4 All For You
5 Lean Mean Rock Machine
6 I will Prevail
7 Bond Unending (feat. Sammy Amara)
8 Time for Justice
9 Fels in der Brandung
10 Love Breaks Chains
11 Drive Me Wild
12 Rise
13 Best In Me
14 Heavenly Creatures
15 Total Eclipse of the Heart (feat. Rob Halford)
Rok wydania: 2023
Wydawca: Nuclear Blast
https://www.facebook.com/DoroPeschOfficial/
Nie jestem maniakalnym fanem Doro. Ale też muszę przyznać, że darzę jej postać i muzykę szacunkiem.
Gdzieś na pograniczu hard rocka i heavy metalu, jej kolejne płyty zawsze gdzieś przyjemnie łechtały moje poczucie estetyki. Natomiast daleki byłem od uwielbienia dla samej zasady. Być może dlatego moje spojrzenie na bieżące wydawnictwo artystki będzie w miarę bezstronne.
Zacznę może od końca. Wbrew zachwytom płynącym ze wszystkich stron świata, nie rozwaliły mnie duety z Robem Halfordem, ani z Sammym Amara (w tym drugim przypadku ani kawałek nie jest wybitny, ani wokalista nie powoduje u mnie bardziej przyspieszonego tętna). Powiem więcej – wplecione w trakcie regularnej tracklisty trochę wyrywają mnie ze skupienia… z obcowania z nowymi nagraniami – albumem jako całość.
Bo – tutaj muszę pokłonić się nisko jeśli chodzi o kompozycje autorskie. Jest kawał czadu, pazura i melodii. Kilka refrenów z powodzeniem zapada w pamięć, ale i instrumentalnie jest na czym zawiesić ucho. Doro nie zwykła spychać muzyków swojego bandu do drugoplanowych ról – i nie uświadczymy tego także na tej płycie. Te kompozycje po prostu żrą. Mają wszystko na swoim miejscu. Riffy spowodują na pewno u wielu osób kontuzje mięśni karku, a kilka solówek spowoduje uśmiech aprobaty, bo ewidentnie podbijają wartość kompozycji. Na przykład w takim „Lean Mean Rock Machine”, przy dość sztampowym refrenie to gitary ratują sytuację. Z kolei taki „I will prevail” z czadowym wykrzyczanym refrenem zaliczę zdecydowanie do faworytów, podobnie jak „Heavenly Creatures” gdzie wypas jest zarówno w sferze wokalnej jak i gitarowej. Ale jest też element, o który będę się czepiał w każdym przypadku (może oprócz Rammsteina). Razi mnie kiedy w utworze serwowane są teksty dwujęzyczne… no nie lubię i już – może mam traumę od czasów „Keine Grenzen” ( 😉 żarcik ).
To jest trochę tak, że niby spodziewałem się pożądnej płyty i od DORO oczekiwałem pewnego poziomu. Ale nowy album chyba przebija moje oczekiwania. Jako całość, to dla mnie trochę huśtawka emocji. Bo jest porządnie ze zrywami, a i jakiś dołek formy się zdarzy. Te zrywy są natomiast zdecydowanie z tych euforycznych. A wracając do początku wywodu, covery zwykle pomijam. Wolałbym żeby znalazły się jako bonusy na końcu tracklisty.
8/10
Piotr Spyra