DOORS, THE – 1971/2012 – L.A. Woman

Doors, The - 1971 - L.A. Woman - 1971 - L.A. Woman

CD 1
1. The Changeling
2. Love Her Madly
3. Been Down So Long
4. Cars Hiss By My Window
5. L.A. Woman
6. L’America
7. Hyacinth House
8. Crawling King Snake
9. Thw WASP (Texas Radio and the Big Beat)
10. Rides On The Storm
CD 2
1. The Changeling (Alternative Version)
2. Love Her Madly (Alternative Version)
3. Cars Hiss By My Window (Alternative Version)
4. L.A. Woman (Alternative Version)
5. The WASP (Texas Radio and the Big Beat) (Alternative Version)
6. Been Down So Long (Alternative Version)
7. Riders On The Storm (Alternative Version)
8. She Smells So Nice
9. Rock Me

Rok wydania: 1971
Wydawca: Electra, Rhino, DMC


„Nie, dość tego!” krzyknął Paul Rothchild i przerwał sesję nagraniową kolejnej płyty The Doors , która nazywać się miała „L.A. Woman”. „Spójrzcie sami, nie idzie. Myślę że ludzie nie zechcą tego słuchać . Między wami są cholerne napięcia . Dlaczego nie mielibyście wyprodukować ją sami ? Ja wysiadam.” W ten sposób zakończyła się współpraca z producentem, który do tej pory był odpowiedzialny za nagrania na wszystkich płytach studyjnych The Doors. Rzeczywiście zespół nie był w dobrej kondycji, zwłaszcza Jim Morrison. Przez lata spożywania niezliczonej ilości alkoholu i innych specyfików wprowadzających go w stan odurzenia, organizm wokalisty dawał widoczne oznaki zmęczenia takim trybem życia. Morrison stał się otyły a jego głos zmienił swoją barwę co było także efektem wypalania trzech paczek Marlboro dziennie. Pogrążony w depresji przestał o siebie dbać, zapuścił brodę i nie przypominał już tego intrygujące przystojniaka – poety o aksamitnym głosie z debiutanckiej płyty. „To ostatnie dzieło Jima Morrisona wokalisty” miał rzec legendarny założyciel Electry Jac Holzman, kiedy usłyszał robocze taśmy „L.A. Woman”. Jak się później okazało, były to dość prorocze słowa.

Po rozstaniu z dotychczasowym producentem , członkowie The Doors zostali uwolnieni od natrętnego profesjonalizmu jaki przejawiał w studio Paul A. Rithchild, każąc muzykom do znudzenia powtarzać swoje partie w poszukiwaniu najlepszej wersji. W takim razie postanowili opuścić profesjonalne studio i utwory zarejestrować w dotychczasowej sali prób. Do udziału w nagraniach zaprosili Jerry Scheffa i Marca Benno czyli basisty i gitarzysty z zespołu Elvisa Presleya. W sprawach producenckich wspomógł ich Bruce Botnick, inżynier dźwięku, który także uczestniczył w rejestrowaniu poprzednich płyt. Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko i po dziesięciu dniach wszystkie piosenki były gotowe.

Jim Morrison chciał by kolejna płyta po „Morrison Hotel” była bluesowa i taka w istocie jest. Prawie wszystkie utwory zawarte na „L.A. Woman” to tradycyjne blues rockowe granie. W zestawie znalazł się nawet cover bluesowego standardu Johna Lee Hookera „Crawling King Snake” , choć akurat ta piosenka wydaje się być najsłabsza na albumie. Zdecydowanie ze wszystkich nagrań wyróżniają się dwa najdłuższe utwory: tytułowy „L.A. Woman” oraz „Riders On The Storm” , oba zawierające w tekstach wątki autobiograficzne autora. W pierwszym z nich Jim Morrison śpiewa „Mr Mojo Risin, go to keep on risin” (” Mr. Mojo Risin unoś się coraz wyżej”) przy czym słowa Mojo Risin to anagram jego imienia i nazwiska, a całość to swego rodzaju ukłon dla Los Angeles, miasta w którym mieszkał. Drugi z wymienionych Riders On The Storm zawiera o wiele bardziej osobiste refleksje Jima, muzycznie oparty na zapadającej w pamięć melodii z fantastyczną jazzującą grą na klawiszach Raya Manzarka, przez lata stał się największym standardem The Doors. Najbardziej z poprzednimi dokonaniami zespołu kojarzy się utwór : „L’America” i nic dziwnego bowiem powstał jeszcze w roku 1969 na potrzeby filmu „Zabriskie Point” Antonionego, jednak ostatecznie nie został w nim wykorzystany.

Absolutnie nie można się zgodzić z Paulem Rothchildem że „L.A. Woman zawiera słabe kompozycje The Doors. Postanowili obrać nowy kierunek muzycznych poszukiwań ale nie zatracili własnego charakteru. Rzeczywiście słychać bardzo wyraźnie że głos Jima Morrisona się zmienił, momentami ma się wrażenie jakby śpiew sprawiał mu trudność jednak z bluesowymi utworami szorstkość jego głosu nieźle się komponuje. Jak wyglądałaby kolejna płyta z jego udziałem? To pytanie zostanie bez odpowiedzi. Jeszcze przed zmiksowaniem całego materiału Morrison wyjechał do Paryża by odpocząć i już nigdy stamtąd nie wrócił. 3 lipca 1971 roku zmarł podczas kąpieli najprawdopodobniej na atak serca.

Fani zespołu The Doors nie mogą narzekać na brak wydawniczych propozycji na dyskach CD. Najpierw pojawiły się wznowienia analogowych wersji, później seria płyt z cyfrową obróbką nagrań, a niedawno ukazała się kolejna kolekcja z okazji 40-tej rocznicy powstania poszczególnych albumów. W przypadku „L.A. Woman” do wyboru jest także płyta wydana w formie digipacku zawierającego drugi dysk z alternatywnymi wersjami utworów z płyty podstawowej oraz dwa wcześnie niepublikowane piosenki w wersjach mocno roboczych : „She Smells So Nice” i utwór Muddy Watersa „Rock Me”. Całość stanowi niezłą gratkę dla fanów.

9/10

Witold Żogała


Dodaj komentarz