1. I Don’t Wanna Wait Another Day
2. I Can’t Take You With Me
3. The Man Who Knows Your Name
4. Termites
5. Mindscan I: Arrival
6. Mindscan II: Entrance
7. Mindscan III: Realization
8. Mindscan IV: Welcome
9. Mindscan V: Examination
10. Mindscan VI: Hybrid Child
11. Mindscan VII: Exploration
12. Mindscan VIII: What Do They Want
13. Mindscan IX: When I Awake
14. Mindscan X: Returning Home
Rok wydania: 2010
Wydawca: Laser’s Edge Records
http://www.myspace.com/district97
Oto przed Państwem muzyczny debiut zza oceanu, a dokładnie z Chicago! Tworzą go (przynajmniej sądząc po wizerunkach na zdjęciu) bardzo młode osoby: Jim Tashjian (guitars), Rob Clearfield (keyboards), Patrick Mulcahy (bass), Jonathan Schang (drums), Leslie Hunt (vocals), Katinka Kleijn (cello), jednak słuchając ich pierwszego dzieła wydaje się, że to supergrupa złożona przez starych muzycznych wyjadaczy. Ciekawostką jest, że wokalistka Leslie Hunt była finalistką amerykańskiej wersji „Idola”. Jeżeli chodzi o inspiracje słyszalne w muzyce District 97, lista mogła być bardzo szeroka, wymienię może chociaż King Crimson czy UK. W rzeczy samej jest to niezwykle oryginalna mieszanka progu, jazzu, muzyki klasycznej a nawet popu (wrzucenie zespołu do szufladki z napisem crossover jak najbardziej uzasadnione).
Wszystko zaczyna się gitarową zagrywką podobną do tej yes-owej z płyty „Drama”, najbardziej wyeksploatowanej dzięki radiowej „Trójce”, potem wchodzi ten niezwykle ciekawy, bardzo ekspresyjny wokal Leslie Hunt (lekkie skojarzenia z naszą Urszulą Dudziak), no i kolejna charakterystyczna cecha, wszędobylska wiolonczela, nadająca muzyce District 97 specyficznego brzmienia, do tego dochodzi również dosyć charakterystyczna, o nieco przybrudzonej barwie, gitara i świetnie brzmiące klawisze.
Po niesamowitym wręcz początku, kompozycji „I Don’t Wanna Wait Another Day”, w drugiej „I Can’t Take You With Me”, jest nie mniej ciekawie, zdecydowanie bardziej jazzrockowo ale jest to jednak jazzrock niezwykle przebojowy! „The Man Who Knows Your Name” to z kolei bardziej ostra i dynamiczna kompozycja z szalonymi wiolonczelowymi wariacjami i wręcz progmetalowymi partiami klawiszy oraz gitary, pełna muzycznego zapętlenia. Szalone tempo nie ustępuje również w kolejnym utworze „Termites” o klimacie bardziej crimsonowym. Następną cześć pyty, czyli utwory „Mindskam I – X” z (różnymi podtytułami) postrzegać należy raczej jako całość, przerwy miedzy poszczególnymi częściami są iluzoryczne. W kwestii muzycznej dzieje się tutaj bardzo wiele, są momenty klasycyzujące, jazzujące a nawet metalizujące. Wszystko miesza się ze sobą, zaskakuje, oszałamia i wciąga!
Jeśli miałbym opisać efekt jaki wywołuje słuchanie muzyki z tej płyty powiedziałbym, że słuchając czujesz się jakbyś dostał w pysk przez fajną laskę podczas udanej próby skradzenia pocałunku. Chociaż policzek piecze jak cholera, jednak jest to całkiem przyjemne pieczenie, a ta słodkość ust….! 😉
Jeżeli chodzi o muzyczne debiuty, jak dla mnie jest to jak na razie pozycja numer jeden mijającego roku.
9,5/10
Marek Toma