1. Far Cry
2. Cold Genius
3. 1000G
4. One-Sided
5. Good News Comes After A While
6. Figaro Song
7. Best Wishes
8. Endgame
9. Nothing In Return
10. 21st Century
11. Venid
Rok wydania: 2012
Wydawca: Prog Team
http://www.dianoya.com
Lidokaina – organiczny związek chemiczny, środek miejscowego
znieczulenia. Zazwyczaj podawany przez skórę w formie aerozolu bądź
żelu. Stosowana w lecznictwie w postaci wolnej zasady oraz pod postacią
chlorowodorku.
„Lidocaine” – tytuł drugiego studyjnego albumu formacji Dianoya.
Pierwszy raz usłyszałem o tym zespole zaraz po ich debiucie –
„Obscurity Divine”, który dość szybko przekonał mnie do siebie.
Pamiętam, że postanowiłem wybrać się na koncert i zobaczyć jak Dianoya
sprawdza się na żywo. Niestety bardzo się wtedy zawiodłem. Zespół nie
wypadł na tym koncercie nawet słabo. Po prostu w ogóle nie wypadł –
dosłownie. Dianoya nie pojawiła się na scenie, choć miała wystąpić u
boku Division By Zero oraz Disperse. Zamiast trzech pojawiły się dwa
zespoły i choć występ Division By Zero porwał mnie wtedy niesamowicie,
czułem niedosyt, gdyż wciąż nie wiedziałem jak na żywo wypada Dianoya i w
sumie dalej nie wiem ;-). Od koncertu minęły już jakieś dwa lata, a
zespół wydał właśnie swój drugi longplay – „Lidocaine”. Gdy tylko o tym
usłyszałem, ogarnęła mnie ciekawość, co do nowego tworu tych panów.
Sięgnąłem po Lidokainę i… okazało się, że mam spory problem.
Nowy materiał nie należy do najłatwiejszych. „Obscurity Divine”
przyswoiłem raczej szybko, a w przypadku „Lidocaine” musiałem się nieco
napocić. Słuchałem w pociągu, w pokoju, na słuchawkach, bez słuchawek i
za każdym razem coś wyłapywałem. Na początku wydawało mi się, że to
bardzo średni album, znacznie słabszy od pierwszego. Teraz już jest
znacznie lepiej!
O sile tej płyty stanowią przede wszystkim takie numery jak drugi
singiel – „Cold Genius” oraz dwa ostatnie (pomijając „Venid”, który
pełni raczej rolę outra). Oczywiście nie oznacza to, że reszta odchodzi w
zapomnienie, wymienione to jednak najmocniejsze punkty na „Lidocaine”.
Otwarcie za pomocą „Far Cry” i już tutaj jest bardzo dobrze. Potem
wspomniany „Cold Genius” i rewelacyjny motyw gitarowy, który przewija
się przez cały utwór. W każdym kolejnym można odnaleźć coś ciekawego,
ale dopiero pod koniec dostaniemy to, co najlepsze na płycie. Po drodze
mamy jeszcze krótki „Figaro Song”, który niejako oddziela nam dwie
połowy tego wydawnictwa. Po nim następuje pierwszy singiel promujący,
czyli „Best Wishes”, potem „Endgame” i choć źle nie jest to rewelacji
też nie ma.. Od tej chwili każda sekunda płyty będzie po prostu
wyśmienita. Najpierw najdłuższy na albumie „Nothing in Return”. Tu
dzieje się naprawdę wiele. Motyw ze słowami (o ile dobrze słyszę)
„inside down” powala na kolana. Potem dostajemy prawdziwą potęgę, którą
jest najmocniejszy na płycie „21st Century”. Totalny odlot. Kapitalna
gra i dawka energii, która potwierdza, że ciężko grająca Dianoya brzmi
naprawdę dobrze!
Mam nadzieję, że kiedy następnym razem udam się na koncert tego
zespołu, to ich w końcu zobaczę. Myślę, że przy okazji promocji
„Lidocaine” będzie ku temu okazja, z której na pewno skorzystam. Nie
wiem czy ten album stawiać na równi z debiutem, czy nie. To nieistotne.
Ważne, że jest to album naprawdę dobry, choć pierwsze odsłuchania
kompletnie na to nie wskazywały.
7,5/10
Bartosz Trędewicz