1. Ashes Descent
2. Faces in the Dark
3. Point of No Return
4. Under Blackened Skies
5. A Martyr’s Birth
6. Season of the Sun
7. Theater of War
8. At the Shores
Rok wydania: 2016
Wydawca: Metal Scrap Records
https://www.facebook.com/DesertNearTheEnd/
Nie wiedzieć czemu, odkładałem w czasie poznanie tejże płyty – jakoś tak
niepozornie tkwiła w miejscu gdzie wzrok sięga rzadziej (a że jeszcze
jestem lekko ślepawy to wiadomo…). Chcąc jednak nadrobić zaległości, w
końcu sięgnąłem po ostatni album DESERT NEAR THE DESERT i teraz już
wiem – zwlekanie było błędem! No, ale nie ma tego złego, co by na dobre
nie wyszło, albo co się odwlecze, to nie uciecze (śmiech).
Wymowny nazewniczo „Theater of War” jest trzecim albumem tej greckiej
formacji, a to co można na nim usłyszeć nie pozostawia złudzeń, że mamy
do czynienia z zespołem dojrzałym, potrafiącym tworzyć muzykę ciekawą i
to na wysokim poziomie. A co dokładnie tworzy DESERT NEAR THE DESERT?
Zawartość krążka pozwala stwierdzić, iż stylistycznie greckie trio
obraca się w energetycznych odmianach gitarowego ciosu spod znaku wysoce
energetycznego thrash/power (w amerykańskim wydaniu) oraz death metalu.
Jeżeli chodzi o konkretniejsze porównania, ich muzyka nasuwa pewne
skojarzenia wobec dorobku ICED EARTH czy też w mniejszym stopniu
ANTHRAX, KREATOR oraz naszego QUO VADIS. Chodzi przede wszystkim o samą
muzykę, bo wokalnie zespół preferuje nieco drapieżniejsze oblicze. To w
połączeniu z pojawiającymi się tu i ówdzie gęstymi podziałami
rytmicznymi (sporo blastów) zdradza fascynacje zespołu specyfiką death
metalu. Na dodatek panowie nie boją się sięgać po orientalne smaczki,
bałkańskie wtrącenia, co ma miejsce chociażby w „Season of the Sun” czy
też „A Martyr’s Birth”. Poza tym jest naprawdę melodyjnie jak na tego
typu dźwięki, co dla mnie stanowi spory atut. W tej materii ogromną rolę
odgrywają nośne i zarazem tłuste riffy. W tym miejscu trzeba też dodać,
że pod względem technicznej sprawności oraz instrumentalnego
zaawansowania zespół ma się czym pochwalić. Równie pozytywne wrażenie
robi soczyste, a do tego treściwe brzmienie (wiadomo, Tue Madsen zna się
na rzeczy), przywołujące na myśl produkcje sprzed lat.
Natomiast, jeżeli mam się już do czegoś przyczepić, to pewne
zastrzeżenia budzi booklet, a szczególnie jego mizerne wnętrze. Co
prawda można tam znaleźć wszelkie istotne informacje, (w tym teksty),
ale towarzysząca temu oprawa graficzna (w sumie jej deficyt) prezentuje
się mizernie. To w zestawieniu ze zbyt przyciemnioną okładką, nie robi
najlepszego wrażenia. I szkoda, bo pomysł okładki jest ciekawy i
tematycznie idealnie pasuje do zawartości muzycznej. Za to świetnie
prezentuje się spód płyty – ku mojemu zaskoczeniu, na jej obwodzie
umieszczono nazwę zespołu, tytuł i zdjęcie zespołu – genialnie to
wygląda, niezły gadżet.
Myślę, że osoby lubujące się w amerykańsko – energetycznym power/thrash,
ze śmiałymi naleciałościami specyfiki deathmetalowej, na „Theater of
War” zdnajdą coś dla siebie. Kompozytorsko i wykonawczo wydawnictwo
rodzi głównie pozytywne odczucia – jest moc!
9/10
Marcin Magiera