1. Barrel of a Gun
2. The Love Thieves
3. Home
4. It’s No Good
5. Uselink
6. Useless
7. Sister Of Night
8. Jazz Thieves
9. Freestate
10. The Bottom Line
11. Insight
12. Junior Painkiller
Rok wydania: 1997
Wydawca: Mute
https://www.facebook.com/depechemode
Lata 1995-1997 to bez wątpienia najmroczniejszy okres w historii Depeche
Mode. Był on poniekąd pokłosiem gigantycznego sukcesu wydanego w marcu
1993 roku albumu „Songs of Faith and Devotion”, który zespół
zdyskontował dwoma ogromnymi trasami koncertowymi Devotional Tour i
Exotic Tour, ogółem trwającymi od 19 maja 1993 do 8 czerwca 1994 i
liczącymi sobie 159 koncertów na 6 kontynentach.
Grupa, która od momentu założenia mozolnie pięła się po szczeblach
kariery osiągnęła wówczas swój szczyt, zarówno artystyczny jak i
komercyjny. W połowie lat 90. muzycy grupy stali się megagwiazdami,
śledzono każdy ich ruch. Sława w połączeniu z wyczerpaniem fizycznym i
psychicznym odbiła się na członkach Depeche Mode wyjątkowo brutalnie.
Jako pierwszy zaczął odpadać wokalista Dave Gahan. Jego pogłębiający się
nałóg heroinowy w październiku 1993 roku podczas koncertu w Nowym
Orleanie doprowadził go do zawału serca w trakcie występu, na szczęście
niegroźnego. Andy Fletcher natomiast zaczął zmagać się z depresją
skutkującą załamaniem nerwowym, przez które na drugiej odnodze Exotic
Tour zastępował go Daryl Bamonte (brat Perry’ego Bamonte, wówczas
gitarzysty The Cure).
Rok po zakończeniu promocji albumu zespół stanął na krawędzi rozpadu
kiedy dokładnie w dniu swoich 36. urodzin, 1 czerwca 1995 roku, Alan
Wilder ogłosił odejście z grupy, argumentując je eskalującymi
konfliktami personalnymi w jej szeregach. Martin Gore jednak wziął to na
klatę i rozpoczął usilne próby zebrania do kupy walczących z własnymi
demonami Gahana (który w sierpniu podjął próbę samobójczą przez
podcięcie żył) i Fletchera, dzięki czemu w styczniu 1996 roku
wystartowały prace nad następcą „SoFaD”.
Nagrywających po raz pierwszy od 1982 roku we trójkę depeszów czekało
jednak jeszcze wiele niepowodzeń i potknięć. Album, który otrzymał tytuł
„Ultra” nagrywano łącznie w siedmiu studiach, w tym w słynnych Abbey
Road w Londynie i Electric Lady w Nowym Jorku, na przestrzeni ponad
roku. Mało brakowało, a album nigdy nie ujrzałby światła dziennego, z
tragicznego powodu. 26 maja 1996 roku w hollywoodzkim hotelu Sunset
Marquis Gahan przedawkował speedball (mieszanka kokainy i heroiny,
czasami dopalona morfiną lub benzodiazepinami) wskutek czego jego serce
zatrzymało się na dwie minuty, zanim nie ocucili go ratownicy medyczni.
Po zakończeniu procesów związanych z posiadaniem narkotyków, wokalista
udał się na odwyk.
„Ultra” finalnie ukazało się 14 kwietnia 1997 roku, ponownie nakładem
Mute. Jako dzieło muzyczne album stanowił świadectwo przetrwania kryzysu
przez grupę: Otwierający płytę singlowy „Barrel of a Gun” można śmiało
przyrównać do geniuszu dwóch poprzednich płyt. Zaraz jednak mamy
przeskok: „The Love Thieves” to numer odzwierciedlający łagodniejsze
oblicze zespołu, które o wiele bardziej doszło do głosu na następnym
albumie, „Exciter”. Wokal Gahana i gitara Gore’a wręcz hipnotyzują.
Główny songwriter depeszów po raz kolejny daje też radę wokalnie,
wykonując główną partię wokalu w „Home”. W jakiejś innej recenzji
„Ultra” natknąłem się na określenie, że będący drugim singlem „It’s No
Good” przywodzi autorce na myśl obraz nocnego miasta. W pełni się
zgadzam, u mnie ta kompozycja wywołuje w głowe podobne obrazy. Następnie
mamy kolejny z firmowych mrocznych instrumentali Gore’a, czyli
„Uselink”, a po nim przygnębiający „Useless”, w którego warstwie
tekstowej Martin surowo potępia narkotykowy nałóg Gahana.
Najsmutniejszy i najbardziej przygnębiający na płycie wydaje się „Sister
of Night”, ale i przecież z takich klimatów ta grupa też słynie, czasem
mi się wydaje, że nawet najbardziej. Po kolejnym utworze
instrumentalnym, „Jazz Thieves” (jak ja lubię takie tytuły, w których
zawarta nazwa gatunku muzycznego nie ma absolutnie nic wspólnego z
faktycznym gatunkiem, który reprezentuje dany utwór) wjeżdża równie
smutnawy „Freestate”. Wreszcie The Bottom Line, kolejny łagodniejszy
(ale nie mniej poruszający) kawałek śpiewany przez Gore’a, uroczy
„Insight”. Płytę zamyka „Junior Painkiller”, zostawiający po sobie
uczucie niepokoju.
Czy ten niepokój powinien być traktowany alegorycznie? Czy taka a nie
inna końcówka płyty miała podprogowo sugerować, że przyszłość zespołu
wciąż jest niepewna? „Ultra” jest jedyną płytą w dyskografii zespołu,
której nie promowała trasa koncertowa. W epoce Andy Fletcher
argumentował ten stan rzeczy wciąż niepewnym stanem Gahana oraz ogólne
wyczerpanie całego składu. W ramach promocji płyty zespół zagrał tylko
dwa krótkie koncerty, w trakcie której wykonywał część materiału z
„Ultra” oraz wieńczący sześcioutworową („Junior Painkiller” i „Uselink”
spojone w całość) setlistę „Never Let Me Down Again” (czyżby wybrany ze
względu na tytuł?) z „Music for the Masses”. Koncerty odbyły się 10
kwietnia i 16 maja, odpowiednio w londyńskim Adrenaline Village oraz w
Shrine Exposition Hall w Los Angeles. Grupa następnie dalej regenerowała
siły, aby 2 września 1998 roku wrócić do pełnej aktywności koncertowej w
ramach promocji składanki „The Singles 86>98”.
8/10
Patryk Pawelec