DEMON HUNTER – 2012 – True Defiance

Demon Hunter - 2012 - True Defiance

01. Crucifix
02. God Forsaken
03. My Destiny
04. Wake
05. Tomorrow Never Comes
06. Someone To Hate
07. This I Know
08. Means To An End
09. We Don’t Care
10. Resistance
11. Dead Flowers

Bonus Tracks:
12. What is Left
13. I Am a Stone

Rok wydania: 2012
Wydawca: Solid State Records
http://www.demonhunter.net


Demon Hunter to kapela, którą poznałem w okresie pomiędzy albumami „The Triptych” (2005) i „Storm the Gates of Hell” (2007). Minęło więc już nieco czasu odkąd po raz pierwszy usłyszałem panów z Seattle w stanie Waszyngton. Zaczęło się od „Summer of Darkness”, które zrobiło na mnie spore wrażenie, choć nie od razu. Pierwsze odsłuchy nie były zbyt przychylne dla „Łowcy demonów”. Prawdopodobnie gdybym nie dał DH drugiej szansy (po pierwszym odrzuceniu) to dziś bym ich w nie słuchał. Stało się jednak inaczej i muszę przyznać, że dzisiaj Demon Hunter to jedna z moich czołowych grup wykonujących jakże popularny gatunek muzyczny – metalcore. W tym przypadku zabarwiony chrześcijańsko.

„True Defiance” to szósty longplay zespołu, a drugi bez Dona Clarka, który jest współzałożycielem grupy. Drugi z nich (brat Dona, Ryan) wciąż jest i cieszy fanów swoją charakterystyczną barwą głosu. Pierwszy krążek bez Dona (gitarzysty) został wydany dwa lata temu i nosił nazwę „The World is a Thorn”. Nie był to album zły, ale mimo wszystko nieco zawodził. Posiadał swoje hity (szlagierowy „Collapsing”), lecz miał też słabsze momenty i do najlepszych rzeczy Amerykanów sporo mu brakowało.

W składzie Demon Hunter znów doszło do zmian personalnych. Na „True Defiance” nie usłyszymy już gitarzysty Ryana Helma. W jego miejsce mamy za to pana, który nazywa się Jeremiah Scott. Skład uzupełniają Dunn (bass), Judge (gitara) oraz Yogi (perkusja). Skutki? Dobre.

Słyszałem gdzieś, że panowie stwierdzili, iż jest to ich najcięższy jak dotychczas album. Raczej się z tym nie zgodzę. Pod tym względem jest to dość typowy dla tej formacji krążek. Nie jest to żaden zarzut. Ważne, iż dostaniemy tu sporo dobrych melodii. Oczywiście są na TD mocne numery. W końcu płyta właśnie od takiego się zaczyna. „Crucifix” to soczyste uderzenie i udany otwieracz. Jeszcze lepiej wypada „Someone to Hate” z mroczną gitarą już na samym początku. Największą siłą na „True Defiance” jest jednak (jak zwykle zresztą) ballada. Mam tutaj na myśli cudowny „Tomorrow Never Comes” z przepięknym refrenem. Już przy pierwszym odsłuchu wiedziałem, że to będzie moje numero uno tego dzieła. Na myśl od razu przychodzi mi kultowe „My Heartstrings Come Undone” z „Summer of Darkness”. Zresztą uważam, iż największym plusem DH są właśnie lekkie kompozycje, które znajdują się na każdym krążku. Nie znaczy to jednak, iż mocniejsze fragmenty są złe. Na pewno tak nie jest. Wspomniany wcześniej „Someone to Hate” to wysoka liga. Nie inaczej jest w przypadku „Me Destiny” czy „God Forsaken” z bardzo chwytliwym refrenem. Album kończy utwór spokojniejszy. Mowa o „Dead Flowers”, kolejnym bardzo ładnym songu.

Warto wspomnieć także o dwóch bonusach. „What is Left” i „I Am a Stone” to bardzo dobre dopełnienie kolejnej udanej pozycji w dyskografii Demon Hunter. Kompozycja „I Am a Stone” spokojnie mogłaby znaleźć się na standardowej wersji krążka. Krążka, który wypada znacznie lepiej od poprzedniego wydawnictwa. „The World is a Thorn” nieco zawiódł. „True Defiance” na pewno nie!

7,5/10

Bartosz Trędewicz

Dodaj komentarz