DELLA VEGA, TIAGO – 2008 – Hybrid

Della Vega, Tiago - 2008 - Hybrid

1. Bugus
2. Destiny
3. Caprice 24
4. Lost
5. Violet Rose
6. Distant Dreams
7. The Flight Of The Bumblebee
8. Acalanto

Rok wydania: 2008/2009
Wydawca: SG Records
http://www.myspace.com/officialdellavega


Najszybszy gitarzysta świata (potwierdzone wpisem do księgi rekordów Guinnessa), wydał album zatytułowany Hybrid najpierw nakładem Elevation Entertainment Group,a rok później płyta została wydana przez SG Records.
Sięgąłem po ten krążek ze sporymi obawami. Pierwsze dźwięki nieco zaskakują, by w kontekście całego albumu nieco zmylić, jednak już pierwszy utwór jako całość pokazuje że Tiago Della Vega, nie tylko szybkością operuje.
Wprawdzie moja niechęć do popisów wzmaga się przy okazji utwórów z zapożyczeniami z klasyki, bowiem w nich szczególnie nieprzyjaźnie dla ucha brzmią zaprogramowane bębny. Taka wersja The Flight Of The Bumblebee, dzięki której gitarzysta został uznany za najszybszego, musi być potraktowana jako ciekawostka – słuchanie tych 30 kilku sekund po prostu męczy. Caprice 24 Paganiniego, został wprawdzie sprytnie przearanżowany – na początku jednak również razi.

Błyszczy za to typowo neo-hardrockowy Lost czy też Violet Rose z jazzowym motywem, ciepłym basem i klarowym pianinem (i czymś co miało brzmieć chyba jak trąbka – ale nie wyszło). Na szczęście na płycie większość utworów skłania się właśnie w stronę melodii poączonej z wirtuozerią, niż w kierunku samych popisów.

Okazuje się zatem, że facet ma też talent do pisania niezłych melodii.
Generalnie mamy tu do czynienia ze sposobem grania charakterystycznym dla gitarzystów neoprogresywnych i powerowych. Miłymi akcentami są wyjątki. A to ciekawy motyw klawiszowy (choć i w tej materii można się czepiać), a to dowcipny utwor z dźwiękami akordeonu, czy też motywy charakterystyczne dla estetyki jazzowej.
Jeden czynnik nie pozwoli słuchaczowi się znużyć czy przesycić. Płyta trwa poniżej pół godziny. I o ile motywy, którymi gitarzysta powinien szczycić się najbardziej, kompletnie do mnie nie trafiają, tak już ciekawe melodie na podkładzie pianina (Destiny), czy też wspomniane luźne podejście do elementów folkowych (Acalanto), powinny spodobać się każdemu sympatykowi rocka.

Płyta na pewno trafi do słuchaczy gustujących w albumach instrumentalnych, ale też nie powinni obawiać się jej sympatycy hard rockowego czy metalowego wymiatania. Dla ludzi nie obytych z płytami wirtuozów – polecam raczej jako ciekawostkę.

6/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *