DEICIDE – 2013 – In The Minds Of Evil

Deicide - 2013 - In The Minds Of Evil

1. In The Minds Of Evil
2. Thou Begone
3. Godkill
4. Beyond Salvation
5. Misery Of One
6. Between The Flesh And The Void
7. Even The Gods Can Bleed
8. Trample The Cross
9. Fallen To Silence
10. Kill The Light Of Christ
11. End The Wrath Of God

Rok wydania: 2013
Wydawca: Century Media
http://www.centurymedia.com/artist.aspx?IdArtist=215


Nazwa Deicide z całą pewnością nie powinna być obca sympatykom (mocno) mocniejszych brzmień. Ekipa z Florydy działa nieprzerwanie od końca lat 80 – tych i do tej pory dorobiła się całkiem sporej dyskografii, a przy tym kilku albumów, które obecnie uchodzą za klasyki w dziedzinie death metalu. Co tu dużo gadać, piekielna horda przewodzona przez specyficzną osobowość, jaką jest Glen Benton miała/ma duży wpływ na kreowanie wyżej wymienionego gatunku. Poza tym wysoka forma, jaką prezentuje ostatnimi czasu
Deicide, nie pozwala licznej konkurencji na zagrożenie pozycji zespołu na scenie metalowej ekstremy. Myślę też, że najnowszy „In The Minds Of Evil” jeszcze bardziej umocni pozycję twórców kultowego „Legion”.

Nie bez kozery przytoczony został tytuł pamiętanego wydawnictwa z 1992 roku. Rzekomo premierowy materiał miał przywołać ducha wyżej wymienionego klasyka, ale czy tak się stało? Wydaje się, że owe hasło miało raczej charakter marketingowy (chociaż booklet zawiera dobrze znaną symbolikę graficzną) – wiadomo reklama dźwignią handlu. A czego tym razem można się spodziewać po pionierach death metalu? W sumie niczego odkrywczego (ktoś w ogóle oczekuje zmian?) i żeby było jasne, nie jest to zarzut! Nowy materiał to nic innego jak stary, dobry Deicide. Jest wyścigowa prędkość, wyśmienite zintensyfikowane bębny (Steve Asheim wykonał kawał dobrej roboty), znamienny ciężar, dobre melodie (niektóre refreny łażą po głowie przez dłuższy czas), mięsiste brzmienie i jak zwykle znakomity, tłuściutki growling Glena. Ten tradycyjnie na lewo i prawo wypluwa kolejne bluźnierstwa i „hejtuje” wszystko co chrześcijańskie (kiedy mu się to znudzi…).

Pomijając wątpliwe w przekazie treści ideologiczne frontmana, muzycznie dzieje się sporo – muzyczny żywioł trwa nieco ponad 30 minut niszcząc na swojej drodze co popadnie. Może to kogoś zdziwi, ale Deicide – mimo długiego stażu – nie zjada własnego ogona, a materiał brzmi świeżo i żywiołowo. Miażdżą m.in. „Godkill”, tytułowy „In The Minds Of Evil” czy posępny „End The Wrath Of God”.

Nowością mogą być atmosferyczno – apokaliptyczne tła/zdobniki przy okazji takich kawałków jak „Beyond Salvation” czy klimatycznego, bardzo udanego „End The Wrath Of God”. Ciekawy eksperyment, który wniósł w decideową specyfikę nowych (oczywiście czarnych) barw. Za inny pierwiastek świeżości w specyfice zespołu można uznać „Kill The Light Of Christ” – linie melodyczne lekko zahaczają o klasyczne motywy.

Jedynym, małym zarzutem są mało chwytliwe solówki – w niektórych przypadkach brakuje im siarki i ognia (pojawia się tęsknota za partiami Ralpha Santolli). Mimo drobnego mankamentu całość prezentuje jak najbardziej pozytywnie. Album jest treściwy, wyrazisty, bez niepotrzebnych wtrąceń, co najlepiej oddaje mało grzeczne sformułowanie „bez pie….nia i zbędnych ceregieli”.

„In The Minds Of Evil” to kawał rasowego death metalu najwyższej próby. Fani twórczości Amerykanów nie powinni czuć się zawiedzeni – Glen Benton i spółka nagrali materiał bardzo udany i oczywiście utrzymany w typowej dla zespołu stylistyce. Warto dodać, że nie jest to rzecz wyłącznie skierowana do maniaków metalowej rzezi, bo Deicide posiada coś, czego inni mogą im tylko pozazdrościć. Są to melodie, które w omawianej konwencji często zostają bagatelizowane. Dlatego też nowy wypiek Amerykanów może zakręcić w głowie również tym, którzy na co dzień nie mają styczności z death metalem.

9/10

Marcin Magiera 

Dodaj komentarz