CD1
1. Rock! Rock! (Till You Drop)
2. Rocket
3. Animal
4. C’mon C’mon
5. Make Love Like a Man
6. Too Late for Love
7. Foolin’
8. Nine Lives
9. Love Bites
10. Rock On
CD2
1. Two Steps Behind
2. Bringin’ On the Heartbreak
3. Switch 625
4. Hysteria
5. Armageddon It
6. Photograph
7. Pour Some Sugar on Me
8. Rock Of Ages
9. Let’s Get Rocked
10. Action
11. Bad Actress
12. Undefeated” (new studio track)
13. Kings of the World” (new studio track)
14. It’s All About Believin’ (new studio track)
Rok wydania: 2011
Wydawca: Frontiers Records
Trudno w to uwierzyć, ale to pierwsze oficjalne wydawnictwo koncertowe
Def Leppard! Muzycy potrzebowali jedenastu płyt by w końcu zdecydować
się na taki krok! Co im z tego wyszło? Otrzymaliśmy klasyczny „best of”.
Płyta, zarejestrowana w trakcie trasy obejmującej lata 2008-2009, aż
skrzy się od hitów zespołu. Są klasyki z multiplatynowej „Pyromanii”, że
wymienię tylko „Rock! Rock! (Till You Drop)”, „Foolin'” czy rewelacyjny
„Photograph”. Niezwykle bogato reprezentowana jest „Hysteria” z balladą
„Love Bites”, „Rocket” czy „Pour Some Sugar on Me” na czele (trochę
brakuje mi tu jeszcze „Woman”). Nie zabrakło też i przedstawicieli z
okresu sprzed wielkiego boomu na Def Leppard, a mianowicie z płyty
„High’n’Dry”. Genialnie zagrana ballada „Bringin’ On the Heartbreak” z
akustycznymi gitarami i chóralnym, wspólnym śpiewem z publicznością oraz
instrumentalny „Switch 625” to przysłowiowe gwoździe programu.
Wprawne oko zauważy, ze zespół nie umieścił tu żadnego utworu z debiutu
oraz ze swojego słabszego, żeby nie powiedzieć dramatycznie słabego,
okresu obejmującego albumy „Slang”, „Euphoria” oraz „X”. Samo to
świadczy już o tym, że muzycy zrozumieli jaki błąd popełnili nagrywając
te krążki. Na szczęście ostatni studyjny „Songs from the Sparkle Lounge”
jest już o niebo lepszy i znalazło to odzwierciadlenie na „Mirrorball” w
postaci dość przebojowego, wyraźnie wzorowanego na okresie płyty
„Hysteria” „C’mon C’mon”, „Nine Lives” czy „Bad Actress”.
Na sam koniec zespół serwuje trzy nowe, studyjne utwory:
„Undefeated” – zaskakująco dobry, z soczystym gitarowym riffem w duchu
rocka lat 70-ych (na koncertach ten riff musi wywoływać ciarki). Nie ma
tu ckliwej melodyjki dla nastolatek i choć nie jest to utwór wybitny to
serce się raduje, że zespół wciąż wie jak grać rocka.
„Kings of The Word” – nastrojowy utwór o budowie zbliżonej do dzieł
grupy Queen czy ostatnich dokonań Muse. Jest dość patetycznie i
znów…dobrze. Def Leppard nagrali balladę, która może się podobać.
„It’s All About Believin'” – chyba najsłabszy z tej trójki. Trochę
nijaki z mało przekonującą, nieco na siłę przebojową melodią i
refrenem, która raczej nie zapada w pamięci (zaryzykuję stwierdzenie, że
zwrotka jest lepsza od refrenu).
Jako całość „Mirrorball” to nieco nostalgiczna podróż po czasach gdy Def
Leppard był wielki a kolejne single zdobywały ogromne uznanie fanów. Te
czasy już chyba nie wrócą ale…cieszy sceniczna forma zespołu.
Panowie, przecież już niemłodzi, dają radę i ich koncerty (pamiętam ten z
katowickiego Spodka) to energetyczne bomby!
Piotr Michalski