Def Leppard – 1992 – Adrenalize

Def Leppard - 1992 - Adrenalize

1. Let’s Get Rocked
2. Heaven Is
3. Make Love Like a Man
4. Tonight
5. White Lightning
6. Stand Up (Kick Love Into Motion)
7. Personal Property
8. Have You Ever Needed Someone So Bad
9. I Wanna Touch U
10. Tear It Down

Rok wydania: 1992
Wydawca: Mercury
http://www.defleppard.com


Śmierć Steve’a Clarka była szokiem. Jeden z filarów zespołu odszedł (niestety na swoje życzenie) w wieku zaledwie 31 lat! Zamiłowanie do alkoholu i narkotyków zniszczyło kolejny talent a zespół po raz drugi w historii spotkał ogromny cios (pierwszy to tragiczny wypadek Ricka Allena, w wyniku którego utracił on ramię). Jaki będzie Def Leppard bez Clarka? To pytanie zadawali sobie wszyscy fani. Multiplatynowa „Hysteria” stawiała poprzeczkę niezwykle wysoko a brytyjska formacja została w sposób istotny osłabiona…

Na szczęście „Adrenalize” (pomimo faktu, iż niektórzy psioczyli, że zespół wykonał kolejny krok w stronę pop-rocka) obroniło się i co pokazała historia, aż do wydania ostatniej „Songs From the Sparkle Lounge”, była to ostatnia „słuchalna” płyta zespołu.

Kto z was nie pamięta komputerowego wideoklipu do „Let’s Get Rocked”, który to stał się jednym z największych hitów grupy? Kto na szkolnych dyskotekach i prywatkach nie obłapiał dziewczyn w trakcie „tańców przytulańców” przy „Have You Ever Needed Someone So Bad”? Ta płyta to kopalnia hitów. Może i zespół dociążył na wadze szalkę z napisem „pop” ale czy to ważne? Tego albumu słucha się wybornie. Czy to radosne „Heaven Is” i „Make Love Like a Man” czy też poważny, poświęcony Steve’owi Clarkowi rozbudowany i epicki„White Lightning” – tu nie ma wyraźnie słabszych punktów.

„Tonight” czaruje swym klimatem a “Stand Up (Kick Love Into Motion)” ma jeden z najlepszych refrenów jakie skomponowali muzycy zespołu. Całość dopełniają mocny jak na ówczesne standardy Def Leppard „Personal Property”, lekkie „I Wanna Touch U” i rockowy zamykacz w postaci „Tear It Down”.

Ja się nie zawiodłem. Od lat uważam „Adrenalize” za jedno z lepszych dzieł zespołu. Zabrakło Steve’a ale jego duch jest tu wyraźnie odczuwalny. Szkoda, że zespół tak bardzo spuścił potem z tonu i zaczął nagrywać albumy, które dla mnie (a uważałem się za wielkiego fana ich twórczości) stały się po prostu niestrawne i miałkie. Odrobinę nadziei daje ostatnie studyjne wydawnictwo i wierzę, że to nie była tylko chwilowa zwyżka formy twórczej.

8,5/10

Piotr Michalski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *