1. Let It Go
2. Another Hit And Run
3. High 'N’ Dry
4. Bringin’ On The Heartbreak
5. Switch 625
6. You Got Me Runnin’
7. Lady Strange
8. On Through The Night
9. Mirror, Mirror
10. No No No
Rok wydania: 1981
Wydawca: Polygram Ltd
Z cyklu stare, ale jare, dziś kilka słów o albumie Def Leppard
zatytułowanym „High’n’Dry”. Album ukazał się w 1981 roku, tak, więc
prawie 30 lat temu (!), nie mniej do dziś można go słuchać z prawdziwą
przyjemnością i nostalgią za tym jak ten zespół grał te „n” lat temu.
Krążek nagrany z Petem Willisem i Stevem Clarkiem obsługującymi gitary
stanowił jakościowo ogromny skok w stosunku do swojej poprzedniczki.
Zyskało brzmienie i produkcja, a i sam materiał, który trafił na krążek
jest po prostu lepszy od tego, który wypełniał „On Through the Night”.
Na płycie słychać, że zespół poszukuje jeszcze swojego stylu (choć już
można wyłapać tak charakterystyczne dla zespołu chórki („Let it Go”) czy
partie gitar („Another Hit and Run”). Wyraźnie słychać tu inspirację
dokonaniami AC/DC i to zarówno w konstrukcji utworów, jak i (zwłaszcza) w
stylu śpiewu Joe Elliota. Nie mniej muzykom, udało się skroić bardzo
przebojowy i nie pozbawiony rockowego pazura krążek. „High’n’Dry” to
dziesięć rockowych killerów, z soczystymi gitarami i świetnymi,
wpadającymi w ucho melodiami. Nie zabrakło miejsca dla przeuroczej
ballady – „Bringin on the Heartbreak” oraz niezwykle udanej kompozycji
instrumentalnej „Switch 625”. „Switch 625”, z pozoru prosty, mało
wirtuozerski naładowany jest taką dawką energii i melodii, że
każdorazowo, gdy go słucham, noga sama zaczyna wystukiwać rytm. Świetny
rockowy hymn, który w kategorii utwór instrumentalny umieściłbym wśród
najlepszych tego typu kompozycji. Prawdziwą ozdobą albumu jest piosenka
zatytułowana „Mirror, Mirror (Look Into My Eses)”. Posiada genialny
riff, a pulsująca zwrotka wprowadza nas w pełen ekspresji i żaru refren,
w którym Joe wyśpiewuje kolejne frazy tekstu. Album zamyka niemal
rock’n’rollowe „No, No, No” z szybkim, jak na standardy wypracowane
przez Def Leppard, rytmem i dośc agresywnym śpiewem wokalisty. Jest
rockowo i do przodu (a o to chyba w tej muzyce chodzi).
Skłamałbym gdybym napisał, że słuchałem tego krążka tuż po ukazaniu i że
w związku z tym wspominam go z nostalgią. Z przyczyn obiektywnych w
tamtym okresie tego rodzaju muzyka (o ile w ogóle jakaś) nie była w
kręgu moich zainteresowań i po raz pierwszy kasety, pewnie przegrywanej
miałem przyjemność posłuchać w początkach lat dziewięćdziesiątych.
Pamiętam jednak, że przez wiele lat to właśnie „High’n’Dry” (obok
„Hysterii”) było moją ulubioną płytą zespołu i do dziś wracam do niej
(tym razem do CD) z ogromną przyjemnością.
8,5/10
Piotr Michalski