Throw My Bones
Drop The Weapon
We’re All The Same In The Dark
Nothing At All
No Need To Shout
Step By Step
What the What
The Long Way Round
The Power of the Moon
Remission Possible
Man Alive
And The Address
Dancing In My Sleep
Rok wydania: 2020
Wydawca: earMUSIC
https://www.facebook.com/officialdeeppurple/
Pandemia koronawirusa opóźniła zapowiadaną na czerwiec premierę nowego
albumu weteranów rocka, ale wreszcie „Whoosh!” ujrzał światło dzienne.
Czy warto było czekać? Zdecydowanie tak!
Deep Purple są na takim etapie kariery, że mogliby odcinać kupony od
dawnych dokonań, jeździć po świecie grając repertuar z dawnych płyt (a i
tak zapełnialiby hale), tym większy szacunek, że w tak zaawansowanym
wieku nadal chce im się wchodzić do studia i przygotowywać nowe
kompozycje. I co najważniejsze: wciąż mają wiele do powiedzenia jako
twórcy.
Przy „Whoosh!” panowie znów połączyli siły z Bobem Ezrinem i po raz
kolejny jego obecność za konsoletą w studiu okazała się dobrym ruchem.
Muzycy zapowiadali niespodzianki, eksperymenty, rzeczy nieoczywiste dla
zespołu – pora więc powiedzieć: sprawdzam.
Fani klasycznego Deep Purple nie muszą się obawiać: znajdą na
„Whoosh!” wiele dla siebie. Przebojowy „Throw The Bones” (trudno uwolnić
się od refren tego kawałka), „Drop The Weapon”, „We’re All The Same In
The Dark”, czy „No Need To Shout” to 100 procent cukru w cukrze…
znaczy się „purpury w Purplach”. Charakterystyczne riffy, klawiszowo –
gitarowe solówki, no i Ian Gillan, którego nie sposób pomylić z innym
wokalistą. Naprawdę w bardzo dobrej dyspozycji głosowej, zważywszy że w
tym roku stuknie mu 75(!) lat…
Ale rzeczy mniej oczywiste dla tego zespołu też są. „The Power of The
Moon” na przykład… „Nothing At All”, epicki „The Long Way Round” z
kodą, która brzmi jakby została wyjęta wprost ze ścieżki dźwiękowej
jakiegoś filmu science fiction oraz progrockowy „Man Alive” – to
również kompozycje, których nie sposób wrzucić do szuflady z napisem
„typowe Purple”.
Pierwszoplanowym bohaterem płyty jest Don Airey, prezentujący bogatą
paletę klawiszowych barw. Potrafi polecieć klasycznym, potężnym
brzmieniem organów w stylu Jona Lorda („No Need To Shout”), nawiązać do
muzyki poważnej (główny motyw oraz solówki w „Nothing At All”), albo
zagrać w stylu mistrzów rock’n’rolla (kapitalny „What The What”). Steve
Morse tym razem został trochę w cieniu (wyobrażacie sobie taką sytuację
za czasów Blackmore’a???), ale jego solówki dodają smaku całości.
Symboliczny wymiar ma sięgnięcie po „And The Address” – kompozycję z
debiutanckiego albumu z 1968 roku. Klamra spinająca dyskografię i
karierę Deep Purple? Jeżeli „Whoosh!” faktycznie miałby okazać się
ostatnim studyjnym dokonaniem zespołu, to żegnają się z fanami w wielkim
stylu. Brawo!
10/10
Robert Dłucik