1. Me And My Downfall
2. Maybe September
3. Marty And The Magic Moose
4. King Of Number 33
Chapter I – Paupers Parade
Chapter II – Accession
Chapter III – The Physician And The Traitor
Chapter IV – The Hunt
Chapter V – Neverending Elysium
Chapter VI – Rex Mortuus Est
5. Memo
Rok wydania: 2012
Wydawca: Ear Music
http://www.deeexpus.com/
Dee Expus dali się poznać dość udanym krążkiem „Half Way Home” (wydanym
jeszcze jako Dee Expus Project) z 2008 roku. Rok 2009 przyniósł DVD
(zarejestrowane w katowickim teatrze im. St. Wyspiańskiego) i…. od
tego czasu przyszło czekać nam 2 lata na nowy album studyjny. W tak
zwanym międzyczasie doszło do kilku zmian w składzie i tym sposobem
pojawiła się nowa sekcja rytmiczna. Najbardziej spektakularnym i głośnym
wydarzeniem było jednak pojawienie się w szeregach grupy Marka Kelly z
Marillion! Od razu napiszę, że i zespołowi i klawiszowcowi legendy
światowego prog rocka wyszło to na dobre – o tym jednak za chwilkę.
Album „King of Number 33” to pięć kompozycji, z czego jedna, tytułowa,
to trwający niemal 27 minut kolos! Życzyłbym sobie aby każdy zespół
parający się szeroko pojętym progresywnym rockiem nagrał choć raz dzieło
na miarę tej suity! To arcydzieło z niesamowitym klimatem,
rewelacyjnymi melodiami, wielowątkowością i złożonością. Po raz pierwszy
w historii zespołu pojawiają się wokale na kształt growli (uspokajam
osoby, które w tym momencie postanowiły skreślić to wydawnictwo – są
jedynie ozdobnikiem refrenu drugiej części). Co najważniejsze, pomimo
swojego rozmachu, utwór tytułowy nie przytłoczył pozostałego materiału.
Cztery, dopełniające album, kompozycje to przykład na to jak nagrać
interesującą muzykę w ramach „oklepanego” gatunku. Świetne melodie i
znakomite partie instrumentalne (ze wskazaniem na instrumenty
klawiszowe) to znak rozpoznawczy tego krążka. Tym samym wywołałem temat
nowego nabytku zespołu. Mark Kelly odżył! Sposób w jaki tu gra
przywodzi na myśl najlepszy okres w twórczości Marillion. Obecne
wcielenie twórców „Fugazi” nie pozwala mu zaszaleć, zmuszony jest raczej
do tworzenia plam i nastrojowych podkładów. Tu pojawiła się odrobina
szaleństwa i wariacji – Mark Kelly jest w swoim żywiole a partie jego
instrumentu są jednymi z lepszych jakie nagrał w ostatnich latach.
Mamy niemal początek roku a to już kolejny mocny kandydat do podsumowań!
Jak tak dalej pójdzie to tegoroczny wybór płyty roku będzie bardzo
interesujący! …i jeszcze jedno. Często się tak zdarza, że albumy
wydane na „wiosnę” przegrywają konfrontację z tymi „jesiennymi” – działa
tu zapewne efekt zaskoczenia tymi „nowymi” a osłuchania tych „starych” –
nie dajcie przepaść temu krążkowi to naprawdę kawał świetnej muzyki!
8,5/10
Piotr Michalski