1. Terra Nocturnus (1:16)
2. The World Engulfed In Flames (3:52)
3. Savor The Kill (3:48)
4. Man And Swine (3:44)
5. Love As A Weapon (4:00)
6. Your Every Day Disaster (2:46)
7. Violent By Nature (2:21)
8. Purgatory (3:46)
9. Severed Separates (3:27)
10. Wound (3:42)
11. Terra Solaris (8:41)
12. Beyond The Life You Know (4:12)
Rok Wydania: 2011
Wydawca: Century Media
http://www.myspace.com/darkesthour
Amerykańską grupę Darkest Hour poznałem jakieś cztery lata temu przy
okazji wydania płyty „Deliver Us” (chyba ich najsłynniejszej), która po
pierwszym tygodniu od momentu wydania rozeszła się w ilości 6600 kopii,
co sprawiło, że album ten znalazł się na 110 miejscu w rankingu
Billboard 200. Dwa lata temu ukazał się ich kolejny longplay – „The
Eternal Return”, który również oceniany był nie gorzej (do tego 104
pozycja w tym samym zestawieniu). Po kolejnych dwóch latach nadszedł
czas na siódmego długograja w historii zespołu – „The Human Romance”.
Jakie miałem oczekiwania przed premierą nowego Darkest Hour? Już po
samym tytule i okładce ukazującej w pewnym sensie „miłość po grób”,
liczyłem na dużą dawkę emocjonalnych i romantycznych melodii. Takie
rzeczy są dość typowe dla gatunku jakim jest metalcore, choć w przypadku
„The Human Romance” mamy raczej do czynienia z rasowym melodic death.
Sam zespół zresztą wypiera się w wywiadach, co do kwestii grania przez
nich wcześniej wspomnianego metalcore’u na rzecz melodeath, gdzie od
zawsze inspiracjami dla nich były takie formacje, jak In Flames, czy też
At The Gates.
„The Human Romance” to opowieść o nas, o ludziach. Dotyczy to naszych
zachowań i uleganiu instynktom, które powodują, że zachowujemy się, jak
zwierzęta i sprawiają, że tak naprawdę niewiele się różnimy od innych
ssaków. Warto dodać, że jest to pierwszy krążek zespołu w E1 (
dotychczas płyty Darkest Hour wydawało Victory Records).
Najnowsze dokonanie DH (nie mylić z bandem Demon Hunter, dla którego
zawsze był zarezerwowany ten skrót) to dawka bardzo melodyjnego grania,
ciekawych solówek oraz dobrej – choć czasami może zbyt oszczędnej – gry
perkusisty Ryana Parrisha. Już instrumentalny wstęp w postaci „Terra
Nocturnus” wprowadza nas w bardzo ładny, nastrojowy klimat. Potem robi
się już mocniej za sprawą „The World Engulfed In Flames”. Już w tym
momencie staje się faktem kwestia jakości albumu. Mamy tutaj melodyjne
granie na naprawdę dobrym poziomie. I tak jest mniej więcej przez całą
płytę. To zaleta, a zarazem maleńka wada tego LP. „THR” jest bowiem
wydawnictwem bardzo równym, i choć obok smutnych, melancholijnych
melodii pojawią się też takie uczucia jak gniew, czy strach ( a może
odpowiedniejszym określeniem będzie tutaj słowo „mrok”), to nie
znajdziemy kompozycji, które wyraźnie będą odstawały od reszty. Dla
niektórych to nie wada, ale ja lubię kiedy na płycie znajdzie się jakiś
jeden, dwa szlagiery na tle bardzo wyrównanego albumu. Są oczywiście
numery nieco lepsze, ale nie ma mowy o tym, aby odskakiwały od reszty.
Gdybym miał coś wyróżnić to na pewno byłby to kawałek „Savor The Kill”,
bądź „Love As A Weapon”. Dlaczego? Pod względem refrenów na pewno się
wyróżniają, są lepsze od reszty krążka. To tracki numer „3” i „5”. Do
końca albumu żaden inny się już w sumie niczym nie wyróżnia (może poza
instrumentalnym „Terra Solaris”), ale mimo to do ostatniego „Beyond The
Life You Know”, płyty słucha się naprawdę dobrze.
Jeżeli ktoś się zastanawiał, czy Darkest Hour jest formacją wykonującą
metalcore, czy też melodic death, to już ma odpowiedź. „The Human
Romance” rozwiewa wszelkie wątpliwości. Tym muzykom bliżej do chłodnej
Skandynawii (głównie Szwecji) niż do USA. Ta płyta, to naprawdę dobry
melodyjno metalowy krążek… ale ja i tak czekam na In Flames.
7/10
Bartosz Trędewicz