DANZIG – 2015 – Skeletons

Danzig - 2015 - Skeletons

1. Devil’s Angels
2. Satan from Statan’s
3. Let Yourself Go
4. N.I.B.
5. Lord ot the Thighs
6. Action Woman
7. Rough Boy
8. With a Girl Like You
9. Find Somebody
10. Crying in the Rain

Rok wydania: 2015
Wydawca: Evilive Records
http://www.danzig-verotik.com


Wydaje się, że prawie każdy artysta odczuwa na pewnym etapie swego życia potrzebę wydania albumu z coverami utworów, których słuchał w młodości i które ukształtowały go jako muzyka. Syndrom ten dotyka artystów parających się różnymi rodzajami muzyki – od popu po ekstremalny metal. Płyty takie mają na swym koncie tacy artyści jak Ozzy Osbourne („Under Cover”), Def Leppard („Yeah!”) ale też Phil Collins („Going Back”) czy nawet Kim Wilde („Snapshots”). Z polskiego podwórka wspomnijmy Acid Drinkers („Fishdick” 1 i 2) oraz Vader („Future of the Past”, której druga część wychodzi na dniach). Czy jest to efektem prawdziwej pasji do starych numerów, braku pomysłu na własne kompozycje czy konieczności wypełnienia kontraktu z wytwórnią – nie mnie oceniać. Ocenię natomiast płytę, jaką popełnił jeden z moich ulubionych artystów – Glenn Danzig. Krążek z coverami pod tytułem „Skeletons” ukazał się 27 listopada 2015 roku.

Jak jest? Niestety – nie najlepiej. Zacznę od tego, co mnie najbardziej boli – brzmienia. Odkąd Danzig samodzielnie zaczął produkować płyty (czyli od krążka „Blackacidevil” z 1996 roku – poprzednie produkował Rick Rubin sam bądź we współpracy z Glennem), brzmią one… słabo. Tak też jest i na „Skeletons” – brudny garażowy sound, mało selektywne brzmienie, a już do rozpaczy doprowadza perkusja, pukająca czasami jak tekturowe pudła a’ la gary Larsa Ulricha z „St. Anger”. Momentami wokal Danziga, który powinien być najmocniejszą stroną płyty, jest nadmiernie wysilony, chórki dośpiewywane przez wokalistę też nie są najwyższych lotów (patrz utwór „Find Somebody” The Young Rascals). A i dobór utworów mógłby być lepszy. Oryginalne nagrania pochodzą generalnie z lat sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych, jeden – z 1986 roku. O dobrych wykonaniach trochę później, ale najpierw – największa porażka płyty. „Rough Boy” grupy ZZ Top. Od początku słychać, że kawałek Glennowi nie leży, męczy się śpiewając, ale to co dzieje się w tle… Podkład określić mogę tylko jako katastrofę!! Niezamierzona parodia kawałka, instrumenty grające od czapy, ta gitara… Koszmar!! Także „Lord of the Thighs” Aerosmith to nietrafiony wybór – słychać, że Glennowi daleko do Steve’a Tylera.

Czy tego rzeczywiście nie da się słuchać? Nie, aż tak źle nie jest, są i jaśniejsze punkty. Przeróbki „Devil’s Angels” Davie Allana & The Arrows, „Action Woman” The Litter, “With A Girl Like You” The Troggs brzmiące nieco punkowo, jak pierwszy zespół Danziga Misfits. Jest niespodziewanie mroczna, klimatyczna przeróbka “N.I.B.” Black Sabbath (ach, żeby ten kawałek trochę podrasować – to mogłaby być perełka). Jest bardzo dobra przeróbka „Let Yourself Go” Elvisa Presleya, co w sumie nie dziwi – niektórzy przecież mówią, że Glenn Danzig to kolejne wcielenie Elvisa Presleya. I na koniec – urocza ballada „Crying in the Rain” The Everly Brothers (notabene spopularyzowana przez a-ha). Temu utworowi pomogło pewnie to, że zaaranżowany jest w dużej mierze akustycznie i denerwujące brzmienie instrumentów jest głęboko schowane za wokalem i wyjątkowo przyjemną perkusją.

To nie jest całkiem zła płyta. To płyta dla prawdziwych fanów, którzy łykają wszystko, co z gardła Glenna się wydobędzie. Poza tym – jak już uda się przywyknąć do fatalnego brzmienia – z każdym przesłuchaniem nieco zyskuje. Ale jeśli macie zamiar zacząć słuchanie Danziga od tej płyty, sięgnijcie lepiej po „Danzig”, „Lucifuge” albo „How the Gods Kill” – to były prawdziwe (arcy)dzieła.

A z okazji Świąt Glennowi życzę, żeby w końcu poszedł po rozum do głowy i zatrudnił do produkcji swoich płyt prawdziwego fachowca.

6/10.

Staruch

Ps. Okładka to parafraza okładki płyty Davida Bowiego z 1973 roku, „Pin Ups”. Podobno to jedna z ulubionych okładek wokalisty. Danzig podczas sesji nagrał także cover utworu „Some Velvet Morning” Nancy Sinatry i Lee Hazlewooda oraz cover tematu ze spaghetti westernu Ennio Morricone. Z różnych powodów na podstawową płytę nie weszły, ale Glenn nie wyklucza, że pojawią się jako bonusy w wydaniu rozszerzonym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *