1. Intro
2. Hajdutanc
3. Hozd el, Isten
4. Mennyei Harang
5. Ígéret
6. Igazi Tüz
7. Kinizsi Mulatsaga
8. A Hadak Utja
9. Leszek A Csillag
10. Leszek A Hold
11. Outro
Rok wydania: 2011
Wydawca: AFM
http://www.myspace.com/dalriadaband
Kolejny po Ektomorf metalowy towar eksportowy znad Balatonu. Czego można
się spodziewać po węgierskiej kapeli, która za nazwę wybiera sobie
historyczne królestwo Celtów? Odpowiedź przynosi „Igeret”, siódmy już
album w dyskografii zespołu z miejscowości Sopron. Muzycy Dalriady
dobrze czują się zarówno w ognistych czardaszach, jak i skocznych jigach
oraz reelach. Oczywiście ubranych w klasyczne metalowe dźwięki. Jeśli
lubicie Cruachan, Eluveite, czy Korpiklaani (Jonne Jarvela pojawia się
zresztą gościnnie w jednym z utworów), polubicie też Dalriadę, i to od
pierwszego przesłuchania. Ani się obejrzycie, a będziecie przytupywać do
„Hajdutanc”, „Leszek a Csillag”, „Leszek a Hold”, czy „Kinizsi
Mulatsaga” (uff, te węgierskie tytuły). Nie tylko muzyka Dalriady silnie
zakorzeniona jest w tradycja, również w tekstach nasi bratankowie (i
jedna bratanka) ochoczo sięgają po klasyczną poezję i stare legendy.
Zasadniczo (jak mawiał Zdzisław Dyrman w kultowym „Misiu”) mam jedno
zastrzeżenie do tego sympatycznego i pełnego potencjalnych hitów albumu:
otóż w ramach reklamacji wymieniłbym pana wokalistę lub po prostu
zostawił partie śpiewane na wyłączność uroczej pani (chociaż obdarzonej
raczej skandynawską niż południową urodą) za mikrofonem. Growle lub co
gorsza – blackmetalowe „zaśpiewy” w połączeniu z folkowym przytupem są
tyleż oklepane, co niestrawne niczym Egri Bikaver zmieszany z Guinessem.
Generalnie jednak słucha się większości tych kawałków z przyjemnością i
uśmiechem na gębie. Świetna rzecz na rozkręcenie rockowej imprezy, a i
na każdym festiwalu z gatunku „tradycji i źródeł” ich zaproszenie byłoby
strzałem w dychę…
7,5/10
Robert Dłucik