DAEDALUS – 2009 – The Never Ending Illusion

Daedalus - 2009 - The Never Ending Illusion

1. Waiting for the dawn
2. Perfect smile
3. Life
4. Hopeless
5. Cold embrace
6. The never ending illusion
7. The dancers
8. Horizons in a box
9. A journey to myself
10. Mare di stelle

Rok Wydania: 2009
Wydawca: Galileo/Prog Rock


I jak tu nie przyrównywać Daedalus do Dream Theater, skoro nie tylko same rejestry wokalne przywodzą mi na myśl Jamesa Labie, ale i maniera wokalna, wyśpiewywanie fraz… szczególnie w momentach bardziej delikatnych.
Mimo, że na samych wokalach podobieństwa się nie kończą, w tym gatunku to chyba nie jest wstyd wzorować się na Dream Theater. Na szczęście w sferze muzycznej wpływy te są bardziej ulotne. Daedalus proponuje nam muzykę na pograniczu prog metalu i rocka progresywnego. Więcej tu ukłonów w stronę innych gatunków niż u wspomnianych Amerykanów.
Daedalus gra w sposób intrygujący. Na albumie mamy kilka motywów kiedy przez pewien czas gitara rytmiczne ogrywa dany temat, a w tle zmienia się sekcja. Bardzo ciekawy sposób budowania utworów. Oprócz tego nie można przejść obojętnie obok mnogości melodii zaprezentowanych na albumie. Mimo to płyta nie wsiąka w słuchacza jak w gąbkę. Ale to, ze musimy poświęcić kompozycjom nieco czasu, powinno sprawić, ze bardziej je docenimy.
Nie może nam umknąć uwadze prześwietny patent w klimatach flamenco w utworze Life, oraz inne smaczki akustyczne Pojawiają się także nieco jazzujące fragmenty, oparte częściowo na dysonansach. Ciekawe wrażenie robi też fragment z chórem… szeptów.
Klawiszowe tła wprowadzają nieco niepokojący klimat, a dynamika utworów zaskakuje. Jak na progresywny metal przystało, utwory są bardzo zmienne.
Album zmiksowano w słowackim studiu Rolanda Grapowa (Masterplan, ex-Helloween) i przyznać trzeba, że brzmi świetnie. Czysto i klarownie. Przy tej okazji z kolei na uwagę zasługują soczyste brzmienia akustyczne. We fragmentach granych na gitarze klasycznej doskonale słychać przejścia po strunach. To nadaje kompozycjom pewnego ducha.
Pewną ciekawostką jest ostatni utwór Mare Di Stelle, zaśpiewany w języku włoskim. Ale to nie jedyna jego zaleta. Jest on utworem najbardziej przestrzennym i pozostawia na słuchaczu bardzo pozytywne wrażenie na koniec.
Wrażenia dopełnia na wskroś progresywna okładka, autorstwa Marka Wilkinsona i ciekawe grafiki wewnątrz bookletu.
Płytę polecam zarówno fanom metalu, jak i rocka progresywnego.

8,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz