COWARDS – 2016 – Still (EP)

COWARDS - 2016 - Still (EP)

1. Still (Paris Most Nothing) 04:47
2. Empty Eyes Smiles 04:10
3. Like Us (feat. Matthias Jungbluth) 03:24
4. You Belong To Me (The Police cover) 03:15
5. One Night In Any City (The Horrorist cover) 03:22

Rok wydania: 2016
Wydawca: Throatruiner Records
Profil Bandcamp


Temu zespołowi, przed powzięciem jakichkolwiek następnych nagrań, radziłbym przemyśleć trochę nie tyle same kompozycje co raczej samą sztukę komponowania. Owszem, chaos to jedna z głównych domen hardcore’u i ekstremalnych podgatunków metalu (na fp na Facebooku Cowards mają wpisane „hardcore/sludge/black metal”), ale trzeba jeszcze umieć ten chaos okiełznać.

Z tego co poczytałem o grupie wynika, że ta epka to już ich czwarte wydawnictwo. Po jej wysłuchaniu nie wiem czy w ogóle jest sens sięgać po ich pełnowymiarowe albumy studyjne. Każda z zamieszczonych tu kompozycji aż kipi brakiem ładu i składu, a cała ta, z żadnej strony niemożliwa do ugryzienia sieczka została okraszona beznadziejnym wokalem. Owszem, schizofreniczność i pozorna brzydota potrafią być piękne, ale to raczej nie tutaj. Tutaj śpiewak brzmi jakby tępym narzędziem powoli obcinano mu przyrodzenie. Growle wychodzą mu sztucznie i bez polotu. Apogeum jego braku umiejętności słychać szczególnie w utworze „You Belong To Me”, gdzie jego agonalne wrzaski zostały dodatkowo przetworzone dając jeszcze bardziej ciężkostrawny efekt. A jego gadanina opisująca stan po zażyciu tabletek ecstasy w „One Night In Any City” przypomina mi jak w szkole podstawowej na lekcjach polskiego próbowaliśmy z kolegami nieudolnie wyrecytować dziecięcą klasykę pióra Juliana Tuwima czy Jana Brzechwy. Gitary? Masakra. Ci goście chyba nie wiedzą, że złowieszczego klimatu raczej nie da się uzyskać poprzez rozstrojenie swoich instrumentów. Miejscami to brzmi jakby struny były trącane w dowolny sposób, na zasadzie „spróbujemy, a nuż coś wyjdzie”. Nie wychodzi. Sekcja? Basu praktycznie nie słychać, poza tym ostatnim, przegadanym utworem. Perkusista to chyba wciąż ćwiczy w domu na poduszkach albo garnkach, bo innego wytłumaczenia dla jego koszmarnej gry zarówno w rytmie jak i poza rytmem raczej ciężko się doszukać.

To wydawnictwo to idealny przykład, jak nowe zespoły chcą usilnie ukształtować swój własny styl, ale ponieważ ich członkowie nie mają za grosz muzycznych instynktów, zamiast nowego prądu (a przypominam, że żyjemy w czasach kiedy coraz trudniej wymyślić jakiś nowy, zaskakujący trend, który nie będzie kalką reliktów przeszłości) wychodzi im właśnie taki jazgot jak tutaj.

1,5/10

Patryk Pawelec

Dodaj komentarz