1. Hatred,
2. Righting My Wrongs,
3. Shades Of Death,
4. I Piss On Your Grave,
5. Dead Shell Of A Human Existence,
6. Burn From Within,
7. Asterism Ursa Major
Rok wydania: 2017
Wydanie własne
https://www.facebook.com/OfficialCorruption/
Corruption to bez wątpienia najważniejszy zespół w historii polskiej
muzyki stoner metalowej. Choć od momentu założenia w 1991 roku grupa
przeszła dużą liczbę zmian w składzie, udało jej się wypracować swój
indywidualny styl.
W 2013 roku nastąpił rozpad klasycznej i najdłużej w historii grupy
działającej konfiguracji personalnej. Z kapelą rozstali się gitarzyści
Arkadiusz „Opath” Gruszka i Paweł „Erol” Niziołek oraz grający w zespole
od samego początku perkusista Grzegorz „Melon” Wilkowski. Od tamtego
czasu skład bardzo się upłynnił. Początkowo wakatujące miejsca zajęli
muzycy grup Spirit i Vagitarians, Piotr Rutkowski i Bartosz Gamracy oraz
lider Exlibris, Daniel Lechmański. Z nowymi muzykami grupa zagrała
jeszcze kilka koncertów, lecz wkrótce jej szeregi opuścił charyzmatyczny
wokalista Rafał „Rufus” Trela. Corruption jednak nie odwiesił gitar na
kołek i w kwartecie nagrał znakomity album „Devil’s Share”. Jednak
wkrótce po zagraniu pierwszej odnogi trasy promującej tamtą płytę grupę
opuścili zarówno gitarzyści jak i perkusista. Mimo wszystko niezłomny
lider zespołu, basista Piotr „Anioł” Wącisz powołał kolejny skład, w
którym znaleźli się nowy frontman Łukasz „Chuck” Wolkiewicz, gitarzysta
Robert Zembrzycki, a także perkusista Vadera James Stewart i
wszędobylski wirtuoz metalowej gitary Jacek Hiro. Później miały miejsce
kolejne roszady, aż w końcu doszło do nagrania omawianej płyty. Została
ona zarejestrowana ponownie w składzie czteroosobowym: poza Wąciszem i
Wolkiewiczem w grupie występują w tej chwili gitarzysta Piotr „Sooloo
Jr.” Solnica oraz znany z Devilish Impressions perkusista Łukasz
„Icanraz” Sarnacki.
Co przynosi nam „Spleen”? pomimo tego, że gra tu bądź co bądź zupełnie
inny zespół niż na poprzedniej płycie, brzmienie gitar i sekcji
rytmicznej jest podobne. Sooloo Jr. ukręcił tu bardzo zbliżone (jeśli
nie identyczne) brzmienie wioseł co Lechmański i Rutkowski. Za to
Icanraz gra tu zupełnie inaczej niż w swoim macierzystym zespole.
Zamiast skomplikowanych technicznie, okraszonych blastami kanonad, które
są jego wizytówką w Devilish Impressions, perkusista proponuje
prostsze, bardziej „korzenne” rytmy, trochę nawet w stylu Wilkowskiego.
Kiedyś przy okazji koncertu zespołu w chorzowskiej Leśniczówce zapytałem
go, jak mu się gra bardziej rytmiczną odmianę metalu bez corpse paintu
na twarzy, odpowiedź była niemalże oczywista – łatwiej. A jak za
mikrofonem radzi sobie Wolkiewicz? Cóż, znając Anioła i wiedząc, że jest
on zapalonym fanem Black Label Society, pewnie dużym komplementem
będzie jeśli powiem, że jego aktualnemu wokaliście w porównaniu do
wszystkich byłych krzykaczy Corruption, najbliżej do charakterystycznej
maniery Zakka Wylde’a. Na poprzednim albumie wokale były bardziej
frywolne, kojarzyły się trochę z pubowymi przyśpiewkami na obrotach
Motorhead, a tutaj mamy po prostu wpierdol.
Weźmy otwierający całość „Hatred”, agresywny numer podsycony thrashowym
sznytem, lecz wciąż zawierający gdzieniegdzie charakterystyczne dla tego
zespołu rock’n’rollowe melodyjki. W refrenie Wolkiewicz całą przeponą
wywrzaskuje tytułowe słowo. Drugi w kolejności „Righting My Wrongs” to
ciężki, mięsisty walec z długimi frazami wokalnymi – kolejna wizytówka
ekipy z Sandomierza. Tłuste brzmienia przestrojonych w dół gitar nadają
numerowi odpowiedniej gęstości. W okolicach połowy czwartej minuty
trwania utworu pojawia się jednak skoczna, rytmiczna repryza. Jako
trzeci pojawia się mój ulubiony utwór na tym albumie, „Shades Of Death”.
Urzekły mnie się w nim zwłaszcza zwrotki, w których Solnica tłumi
struny wewnętrzną częścią dłoni. Ów gitarowy zabieg kojarzy mi się ze
słynnym „Peter Gunn Theme”. Równowagą dla tak zaartykułowanych zwrotek
jest potężna ściana gitar w refrenie. „I Piss On Your Grave” rozpoczyna
się niemal bluesową zagrywką, która przeradza się w główny riff. Również
solo w tym numerze ma w sobie coś z najlepszych dokonań Stevie’ego
Ray’a Vaughana. Takie smaczki wbrew pozorom bardzo ciekawie wkomponowują
się w estetykę prezentowaną od lat pod szyldem Corruption. Balladowy
„Dead Shell Of A Human Existence” zaczyna się jak jakieś nagranie demo:
duszne, kasprzakowe brzmienie. Zniekształcenie jest jednak zamierzone,
zaraz potem zespół atakuje słuchacza mocną (i zarazem piekielnie
chwytliwą) melodią. Sam kawałek wg mnie ma szansę wejść do żelaznej
klasyki zespołu i usadowić się gdzieś pomiędzy „Lucy Fair” a „Junky”.
Najbardziej połamany rytmicznie w tym zestawie jest kawałek „Burn From
Within”, do którego Wolkiewicz wprowadza growle. Wychodzą mu one całkiem
nieźle. Wokalista prezentuje także frazy mówione, podobne do tych
znanych z „To Live Is To Die” Metalliki. Album kończy bardzo
klimatyczny, łagodny „Asterism Ursa Major”. Sarnacki gra tu na
przeszkadzajkach a Solnica proponuje bardzo przystępną, tylko trochę
przesterowaną melodię. Najbardziej jednak zaskoczył mnie Wolkiewicz,
którego głos zabrzmiał tu autentycznie jak sam Layne Staley. Jego
ciepły, melodyjny śpiew wydaje się nie mieć nic wspólnego z rykami,
których jeszcze przed chwilą słuchałem w „Hatred” czy „Burn From
Within”. Jeśli dołożyć do tego spogłosowane szepty, wychodzi genialny
numer. Z senną muzyką idealnie koresponduje bardzo obrazowy tekst,
opowiadający o podróży do gwiazd.
A jakie tematy grupa porusza w pozostałych z siedmiu utworów zawartych
na tym longplay’u? Cóż, tu akurat mamy standardowo: nienawiść („Hatred”,
„I Piss On Your Grave”), cierpienie („Dead Shell Of A Human Existence”)
czy schizofreniczne szaleństwo („Burn From Within”). Najbardziej
poruszający tekst pojawia się w „Righting My Wrongs” – rozliczenie
podmiotu lirycznego z przeszłością i próba naprawy życiowych błędów,
czyli temat podobny do osbourne’owskiego „Goodbye To Romance”.
Obserwując poczynania zespołu od czasu rozpadu klasycznego składu kilka
razy miałem wątpliwości czy Corruption wciąż jest zespołem z prawdziwego
zdarzenia, czy też (w związku z nieustannymi wymianami poszczególnych
muzyków) przekształcił się w solowy projekt Anioła? Jednak dobrze, że ta
płyta powstała. Nowi członkowie wnieśli do zespołu zupełnie inną jakość
a sama muzyka (choć głosy Treli i Wolkiewicza są skrajnie różne) wciąż
jest spójna i przemyślana. Każdej kapeli, której posypał się zwarty,
okrzepnięty skład i jest zmuszona do maglowania materiału z nowymi
muzykami życzę takich albumów powrotnych 🙂
8/10
Patryk Pawelec