CORNELL, CHRIS – 2015 – Higher Truth

CORNELL, CHRIS - 2015 - Higher Truth

1. Nearly Forgot My Broken Heart
2. Dead Wishes
3. Worried Moon
4. Before We Disappear
5. Through The Window
6. Josephine
7. Murderer Of Blue Skies
8. Higher Truth
9. Let Your Eyes Wander
10. Only These Words
11. Circling
12. Our Time In The Universe

Rok wydawnia: 2015
Wydawca: Uniwersal
http://chriscornell.com/


Chris Cornell wybitnym wokalistą jest i basta. Tego nikt nie może zakwestionować i raczej nie powinien z tym polemizować. Większe pole do dyskusji wywołuje z pewnością jego kariera solowa, która nie jest usłana różami. Po zakończeniu działalności Soundgarden nagrał trzy albumy solowe, o których ciężko powiedzieć, że dorównywały któremukolwiek krążkowi macierzystej formacji. O ile „Euphoria Morning” jeszcze jakoś się broniła to dwa pozostałe – ze wskazaniem na sławetny „Scream” – zebrały zasłużenie cięgi od słuchaczy, a także dziennikarzy. Później jak najszybciej chciał odbudować swoją reputację. Zreaktywował Soundgarden, z którym wyruszył w trasę i nagrał „King Animal”. Nie zaniedbał także działalności solowej. W 2011 ukazał się koncertowy „Songbook” z akustycznymi wykonaniami swoich utworów i nie tylko. Teraz kolej na „Higher Truth”, pierwszy pełnowymiarowy album od sześciu lat.

Najwidoczniej wokaliście na tyle spodobał się kierunek, który obrał na koncertówce, bowiem „Higher Truth” jest jego logiczną kontynuacją. Zamiast flirtować z topowymi producentami muzyki pop, woli teraz spokojnie zaszyć się w studiu z instrumentem i tworzyć utwory bez żadnych zbędnych ozdabiaczy. Oczywiście w tle pojawiają się gdzieniegdzie harmonijka, mandolina czy klawisze, ale najważniejsza jest tu gitara. I rzecz jasna śpiew głównego bohatera. Na tyle charakterystyczny, że nie da się go z nikim innym pomylić. Podtrzymuje spokojne oblicze i jasno deklaruje, że największymi inspiracjami przy jej tworzeniu byli Beatlesi czy Led Zeppelin. To rzecz jasna dość dobrze słychać. Jednak bez obaw – Cornell umiejętnie czerpie z dorobku swoich idoli. W żadnym wypadku nie kopiuje nachalnie.

Album otwiera najlepszy w zestawie „Nearly Forgot My Broken Heart”, który podbił serca słuchaczy w naszym kraju. Nic dziwnego. To świetnie rozwijająca się kompozycja szybko wpadająca w ucho. Pewnie dlatego, że Cornell to pilny uczeń szkoły McCartneya. Echa The Beatles odnajdziemy także w utworze tytułowym, w którym pojawia się gitara elektryczna czy „Circling”. „Dead Wishes”, „Worried Moon” (z harmonijką w roli głównej), jak również „Through the Window” zawdzięczają dużo folkowej odsłonie Page’a i spółki. Spokojnie mogłyby powstać w słynnym Bron-Yr-Aur, gdzie muzycy Zeppelina spędzili sporo czasu. Jednak im dalej, tym napięcie stopniowo opada. Zdarzają się typowe mielizny („Josephine”, „Only These Words”, elektroniczny „Our Time In The Universe przypominający czasy „Scream”), które w porównaniu z wybornym początkiem wypadają blado i stanowią raczej tło. Problem zapewne tkwi w tym, że akustyczna odsłona nie daje zbytniego pola do manewrów. Potrzeba tutaj melodyjnego refrenu, aranżacyjnych smaczków w tle, aby zaintrygować słuchacza. Wokaliście udaje się to w kilku przypadkach (m.in. singlowe „Nearly…” czy wspaniały „Before We Disappear” z przejmującym refrenem), ale miejscami utwory – po prostu – nużą. Jednak jednego nie można mu odmówić – autentyczności. Ją słychać jeszcze lepiej niż wspomniane zespoły-inspiracje. I za to ode mnie osobne gratulacje.

„Higher Truth” złą płytą nie jest i tego nikt mi nie wmówi, ale każdy z nas po takiej legendzie, jaką niewątpliwie jest Cornell, spodziewał się albumu o niebo lepszego. Otrzymaliśmy produkt średni, który bardziej rozbudził mój apetyt na następcę „King Animal”, aniżeli na kolejny krążek solowy. Choć wierzę, że kiedyś nastanie taki czas i wokalista będzie miał w dorobku swój własny „Superunknown”.

6,5/10

Szymon Bijak

Dodaj komentarz