CD
1. One
2. The Broken
3. Guns of Summer
4. Here We Are Juggernaut
5. Far
6. The Shattered Symphony
7. World of Lines
8. Made Out of Nothing
9. Pearl of the Stars
10. In the Flame of Error
11. When Skeletons Live
12. The Black Rainbow
DVD:
Every End Has A Beginning: The Making Of Year Of The Black Rainbow
Rok Wydania: 2010
Wydawca: Roadrunner Record
http://www.myspace.com/coheedandcambria
Niewiele przypadków, aby zasłyszany w radio utwór zrobił na mnie piorunujące wrażenie zanotowałem w ciągu ostatnich dwóch dekad, tym bardziej w pamięci zapadł mi pierwszy kontakt z grupą Coheed & Cambria. Usłyszałem ich kawałek Tenspeed w rockowej rozgłośni, jadąc do pracy… niedługo potem zakupiłem album w całkiem przyzwoitej cenie (cóż duże korporacje częściej robią promocje). Zespół urzekł mnie nie tylko miksowaniem wielu stylów, ale pewną przystępnością, której odmówię choćby The Mars Volta.
Kolejna płyta – „No world for tomorrow”, którą nabyłem bez szemrania, zaraz po premierze zaskoczyła tym… że nie była zaskakująca. Zespół mniej kombinował, a bardziej postawił na melodię a całość była bardziej osadzona w metalu… co w moim odczuciu absolutnie nie było wadą.
Być może dlatego po kolejnej płycie zespołu nie spodziewałem się rewolucji – i tym razem po raz kolejny spotkało mnie zaskoczenie. Coheed & Cambria ponownie zakombinowali i nagrali zakręcony album. Tym razem sięgnęli nieco po inne środki wyrazu i pojawiło się wiele smaczków rytmicznych, elektronicznych sampli i przeszkadzajek. Elementów, które niesamowicie zagęszczają brzmienie, a przy pierwszym kontakcie czynią kompozycje mniej przystępne a nawet męczące. Utwory dzięki temu sprawiają jednocześnie wrażenie mniej gitarowych. Pozornie, zauważyć można jednocześnie typowo post rockowe zagęszczenie gitarowego tła. Różnicą jest mniejsza ilość przestrzennych motywów akustycznych – choć może i to jedynie wrażenie czy kwestia proporcji, gdyż taki jest utwór „Pearl Of The Stars”, który od akustycznych gitar przez płaczącą solówkę, przechodzi w orkiestracje. Warto wspomnieć o przesterowanych czy uprzestrzenionych wokalizach, a jeśli już o wokalach mowa, oczywiście nie zabrakło tu typowych już dla ekipy Claudio Sancheza huśtawek nastroju, pełnych pasji fraz i niebanalnych melodii. Wbrew pozorom znajdziemy też na krążku utwory spokojne, budowane są jednak nieco odmiennie, niż zwykle.
Poprzednia płyta uśpiła moją czujność i sprawiła, że nie spodziewałem się muzyki tak skomplikowanej i wielowarstwowej. Tymczasem trafia w nasze ręce album, któremu warto poświęcić nieco czasu na osłuchanie, płyta która z każdym kolejnym przesłuchaniem zyskuje. „Year Of The Black Rainbow” sprawia też wrażenie albumu bardziej przemyślanego i wyważonego – mimo wielu połamanych motywów rytmicznych, czy patentów wyglądających dość spontanicznie. Zasłucha w tym chyba spokojniejszych kawałków, czy motywów, ale i te na albumie potrafią być podszyte skomplikowanymi rytmami.
Ulubione utwory? Na pierwszy ogień i po pierwszym przesłuchaniu każdy chyba wymieni najbardziej charakterystyczny na płycie – typowo singlowy „The Broken”, czy równie mocno promowany „Here We Are Juggernaut”. Ja pokuszę się przywołać bardziej stonowany „Far”, czy najbardziej zbliżony klimatycznie do płyty „Good Apollo I’m Burning Star IV” – „This Shattered Symphony”. Nie mogę też nie wspomnieć o” Made Out Of Nothing (All That I Am)” rozwijającym się od walcowatego riffu, do świetnego melodyjnego refrenu. Jednym z moich ulubieńców jest też wspomniany wcześniej „Pearl Of The Stars”. Skoro więc większość płyty wymienię jako ulubione utwory czy warto było rozpatrywać je tu z osobna? Jak najbardziej, przybliży to wam nie tylko ogólne wrażenie, ale też jego elementy składowe.
Niewiele trzeba dopłacić za wersję zawierającą bonusowy dysk DVD. Polecam ją jednak zagorzałym fanom. Dysk zawiera fajnie zmontowany klip, prezentujący dzień zespołu w studio, szereg wywiadów i niezłe wizualizacje. Zabrakło niestety choćby teledysku do The Broken, który od dawna umieszczony jest w sieci. Na pewno byłaby to wersja bardziej wartościowa, gdyby zawierała jakieś fragmenty koncertów, bootlegów czy choćby stare klipy. W tym przypadku, polecam ją, ale nie twierdzę, że jest musem dla sympatyków zespołu.
8,5/10
Piotr Spyra