1. The Yodel Song – 3:35
2. Been a Son (Early Demo) – 1:20
3. What More Can I Say – 3:08
4. 1988 Capitol Lake Jam Commercial – 1:27
5. The Happy Guitar – 2:12
6. Montage of Kurt – 2:11
7. Beans – 1:21
8. Burn the Rain – 1:16
9. Clean Up Before She Comes (Early Demo) – 2:34
10. Reverb Experiment – 2:52
11. Montage of Kurt II – 1:08
12. Rehash – 2:35
13. You Can’t Change Me / Burn My Britches / Something in the Way (Early Demo) – 4:18
14. Scoff (Early Demo) – 0:37
15. Aberdeen – 4:19
16. Bright Smile – 1:56
17. Underground Celebritism – 0:28
18. Retreat – 2:12
19. Desire – 2:27
20. And I Love Her – 2:04
21. Sea Monkeys – 0:54
22. Sappy (Early Demo) – 2:28
23. Letters to Frances – 2:04
24. Scream – 0:32
25. Francer Farmer Will Have Her Revenge on Seattle (Demo) – 4:23
26. Kurt Ambiance – 0:25
27. She Only Lies – 2:47
28. Kurt Audio Collage – 0:24
29. Poison’s Gone – 2:11
30. Rhesus Monkey – 0:43
31. Do Re Mi (Medley) – 10:10
Rok wydania: 2015
Wydawca: Universal Music
„Kasa misiu kasa” – słynne powiedzenie byłego trenera reprezentacji
Polski Janusza Wójcika idealnie pasuje, aby wytłumaczyć powód wydania
„Montage of Heck: The Home Recordings”, czyli domowych nagrań legendy
grunge’u Kurta Cobaina. Niestety, gdy umiera wielka muzyczna ikona (nie
chce używać w tym momencie określenia: „gwiazda”), a taką niewątpliwie
był lider Nirvany, pojawia się dużo osób chcących zarobić trochę grosza
na śmierci tejże osoby i wypuszczają takie oto albumy, których
podstawowym zadaniem jest wysłupienie od najwierniejszych fanów kasy.
Ostrzegam: nie dajcie się.
Ponad siedemdziesiąt minut muzyki (omawiam wersję „deluxe”; jest jeszcze
podstawowa o ponad połowę krótsza), dokładnie 31 utworów. Ciężka
przeprawa nas czeka. Zważywszy, że nie mamy do czynienia wyłącznie ze
stricte muzycznym materiałem. Niedzielni fani Nirvany mogą już na
wstępie zapoznanie z tym albumem odpuścić, bowiem dużą część stanowią
rzeczy… nietypowe, eksperymentalne. Po prostu: mamy tu wszystko, co
tylko udało mu się zarejestrować w domowym zaciszu.
Dobrym przykładem obie części „Montage of Kurt” – dziwna mieszanka
różnych odgłosów i innych niepokojących dźwięków. W tej samej konwencji
są chociażby: „1988 Capitol Lake Jam Commercial” (zabawa na dwa głosy),
„Beans”, „Aberdeen” (monolog głównego bohatera), „Scream” i wiele
innych. W filmie były być może potrzebne, ale na płycie są zapychaczami
psującymi odbiór całości. Ponadto odnajdziemy tu rzeczy ciekawsze.
Wersje demo późniejszych utworów macierzystej formacji („Frances Farmer
Will Have Her Revenge On Seattle”, „Been a Son” czy „Something in the
Way”), parodię jodłowania („The Yodel Song”), kower Beatlesów „And I
Love Her”, który potwierdza, że dużo zawdzięcza Czwórce z Liverpoolu,
albo ostatni napisany przed śmiercią „Do Re Mi”. Klasycznie brzmi także
„What More Can I Say” zawierający firmowe zagranie Nirvany, czyli
łączenie przesteru z delikatnością oraz wykrzyczany „Rehash” w klimacie
„Bleach”. Z kolei w „The Happy Guitar” i instrumentalnym „Letters to
Frances” rządzi gitara akustyczna, co przypomina o słynnym koncercie
„bez prądu”. Ponadto fajnie zaczyna się „Burn the Rain” przerwane po
niecałej minucie dzwoniącym telefonem. Dziwne, tak jak całość, przez
którą ledwie przebrnąłem. Uff…
Nie da się ukryć, że tego albumu słucha się dosyć ciężko. Nie chodzi tu
nawet o kiepską jakość (w końcu nagrywane w domowym zaciszu, jak rzecze
tytuł), ale o ogólny koncept i zamysł wydania – mam z nią po prostu
problem. Jak dla mnie to nieporozumienie, które co najwyżej powinno
zostać dołączone do filmu dokumentalnego „Kurt Cobain: Montage of Heck”,
a nie być sprzedawane osobno. Choć da się tu wyłowić kilka perełek,
które po oszlifowaniu, z pewnością by zyskały. Ale tego nigdy się już
nie dowiemy.
3/10
Szymon Bijak