1. Loco
2. Bradley
3. Oddity
4. Unspoiled
5. Big Truck
6. Sway
7. First
8. Maricon Puto
9. I
10. Clock
11. My Frustration
12. Amir of the Desert
13. Dreamtime
14. Pig
Rok wydania: 1997
Wydawca: Roadrunner Records
http://www.coalchamberofficial.com/
Mój pierwszy kontakt z Coal Chamber można swobodnie nazwać falstartem.
Prawdopodobnie ich udział jako support przed Helloween i Black Sabbath w
katowickim spodku w 1998 roku nie był przedsięwzięciem przemyślanym
przez organizatorów, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Zespół nu
metalowy, który miał rozgrzać publiczność przed występem gwiazd
klasycznego metalowego brzmienia był skazany na pożarcie.
Przyznam, ze negatywne nastawienie sprawiło, że jeszcze przez lata
omijałem krążki sygnowane logiem zespołu szerokim łukiem. Jedno trzeba
natomiast przyznać. Już wtedy konkretne wrażenie zrobił na mnie ich
hipnotyczny image. Duszny klimat koncertu ranił wręcz upchany w
niebagatelnej temperaturze tłum, co również wpływało na odbiór muzyki…
Ale niektóre melodie czy riffy utkwiły w pamięci… mimo, że sam przed
sobą przyznawałem, ze nie trafiały wówczas w moje gusta.
Ciekawe jest to, że potencjał płyty debiutanckiej po 1,5 dekady nie
zmienił się ani na jotę. Płyta w dalszym ciągu przytłacza ciężarem,
gitary wwiercają się wręcz w głowę słuchacza, a całość jest duszna i
hipnotyczna. Zespół w jednym momencie uderza riffowym młotem by chwilę
później kleić się jak gorąca smoła, w czym niebagatelne wrażenie ma
praca basu. Wrzaski wokalisty, zmieniające się co rusz w zawodzenia czy
szepty, dopełniają całości ciężkiego do przeprocesowania przez mózg
odbiorcy obrazu. Wbrew pozorom można to tematu podejść w dwójnasób…
analitycznie lub emocjonalnie, a efekt może być podobny.
Zespół może pochwalić się debiutem który z biegiem lat być może ma
szanse docierać do bardziej rozległego grona słuchaczy. Kiedy zaczynali
byli członkami nutu, który przez wielu był w samym domyśle skreślany.
Obecnie etykieta nu-metal straciła nieco ze swojej kontrowersyjności… a
po środki wyrazu, stosowane przez Amerykanów, stosuje sporo grup
uznawanych za przedstawicieli nowoczesnego rockowego grania… po
prostu.
Zatarły nam się chyba etykietki, a może i nawet poszerzyły horyzonty.
Ale debiutancki album Coal Chamber nie stracił nic na swojej
wyrazistości. Być może z innym zabarwieniem emocjonalnym, ale jest w
stanie oddziaływać równie mocno na tego samego odbiorcę, którego
zaszokował 15 lat temu.
Czy pazura nie straciła sama grupa – będziemy mogli przekonać się
niebawem podczas ich czerwcowego występu w Katowicach… Tymczasem mamy
miesiąc do koncertu – więc miło jest, przypomnieć sobie ich dokonania i
skonfrontować czy na was oddziałuje równie mocno, co w momencie wydania.
Piotr Spyra