1. Viridiana
2. To albo to
3. Król jest nagi
4. Marcja
5. Pokój tylko mój
6. Inkluzja
7. Matka ojczyzna
8. Nocne polowanie
9. Kolorowa Magdalena
10. Studnia tajemnic
11. Strefa ciszy
Wydawca: Universal Music
Rok wydania: 2017
http://www.facebook.com/closterkeller
Closterkeller podtrzymuje tradycję tytułowania swoich kolejnych albumów
studyjnych nazwami kolorów i oto mamy kolejny z nich – „Viridian”. Od
ostatniego, „Bordeaux”, minęło sześć długich lat, podczas których w
obozie zespołu wiele się wydarzyło. Od świętowania jubileuszu wydania
płyt „Purple” oraz „Scarlet”, poprzez sprawy osobiste Anji Orthodox
(rozwód z drugim mężem), aż po zmiany składu grupy. Oprócz Anji ostał
się jedynie klawiszowiec, Michał Rollinger. Na szczęście udało się
znaleźć nowych muzyków: za perkusją zasiadł syn Anji, Adam Najman, za
bas chwycił Aleksander Gruszka, a za gitarę Michał Jarominek. W tym
właśnie składzie grupa weszła do studia, by nagrać zielony album. Jaki
on jest?
Otwiera go utwór tytułowy. „Viridiana” to prawie dziewięciominutowa
kompozycja bardzo dobrych dźwięków. Z początku bas brzmi trochę jak łódź
podwodna, która sprowadza słuchacza w głębiny, by mógł on usłyszeć
syreni śpiew Anji. Potem jest już ciężko, mrocznie, tak jak
Closterkeller przyzwyczaił nas na kilku ostatnich albumach. Do tej pory
dla mnie najlepszym basistą był Krzysztof Najman, lecz Olek Gruszka
zaczyna sekunda po sekundzie punktować. Bardzo dobrym pomysłem jest
użycie jego gry jak podkładu do zwrotki. Sam numer natomiast bez
problemu pasowałby na płytę „Graphite” lub „Nero”. Słychać tu
niesamowitą świeżość, czego dowodem jest pokaz mocy Michała na gitarze.
Co tu dużo mówić: jeden z najlepszych kawałków Clostera, już dawno nie
słyszałem, bo grali tak „czarno”.
„To albo to” prezentuje Anję, jakiej dotąd nie było dane nam znać.
Zaczyna śpiewać niezwykle nisko, jednak to, co wyprawia wokalnie
później, to istne piekło (w pozytywnym znaczeniu). Nigdy wcześniej nie
słyszałem jej tak krzyczącej. Niemal słychać, jak chodzą jej wszystkie
struny głosowe, otwierając przed nią zupełnie nowe możliwości.
Wypowiedzi Anji, dotyczące tego, że teraz naprawdę świetnie jej się
śpiewa nie były rzuconymi na wiatr obietnicami bez pokrycia.
Kompozycyjnie nadal jest „około-Nerowo”. Czyli delikatne klawisze,
przyłożone za chwile solidną gitarą. A zwieńczeniem jest kapitalny
metalowy riff.
Trójka to „Król jest nagi”, w którym również mamy do czynienia z
niezwykle ekspresyjnym wokalem. Tekstowo natomiast jest nieco
publicystycznie, zresztą Anja znana jest z niezwykle trafnych i bardzo
inteligentnych spostrzeżeń na temat otaczającego nas świata. Ileż tu
jest metafor, odniesień do tego, co dzieje się w kraju. Sama piosenka
dość przeciętna – jedyne, na czym warto zawiesić ucho, to ciekawa gitara
podczas refrenu. Na szczęście pozostaje ważny tekst.
Kolejnym numerem jest „Marcja”. Z tym utworem mam pewien problem,
ponieważ główny motyw na klawiszach brzmi dla mnie dziwnie znajomo.
Szybko odszukuję odpowiednią płytę. Wszystko jasne, gotycka półka
muzyczna jest jednak dość ograniczona. Zespół XIII. Stoleti i utwór
„Nebe pod Berlinem”. Łudząco podobny motyw powoduje, że jakoś ten numer
nie wywołuje u mnie specjalnie dobrych emocji. Głos Anji nasuwa
skojarzenia z okresem „Cyanu”, a więc najmniej gotycką płytą z całej
dyskografii grupy. Na szczęście ten numer jest krótki i spokojnie szybko
można przejść do „Pokój tylko mój”.
Tu już na szczęście z powrotem jest bardzo dobrze – znów ciężko i
czarno. Kolejny bardzo dobrze zaśpiewany numer, w którym warto zwrócić
uwagę na ciekawą grę klawiszy. Lubię kiedy piosenka jest o czymś i tak
jest właśnie w tym utworze. Na pozór błahy temat: własny pokój, a jednak
przy doborze odpowiednich słów zmieniający się w przejmującą i piękną
opowieść. Jednak to co najlepsze i najbardziej zaskakujące dopiero przed
nami.
Bo oto czas na „Inkluzję”. Żałobny ton, równie żałobna gitara i głos
Anji. To podniosłe, muzyczne rodzeństwo „Kręgów czerwonych”, jednak
utwór kończy się czymś, czego do tej pory u Closterkellera chyba nie
było. Anja śpiewa po łacinie. Ale za to jak to robi! Aż ciary przechodzą
po plecach. Sam utwór nad wyraz trudny, zarówno do grania, jak i do
śpiewania. Ileż tu jest zmian barw głosu! Kolejny kapitalny numer.
Właśnie takich utworów oczekuję od najważniejszej gotyckiej kapeli w
Polsce. Duży plus (zwłaszcza w tym utworze) dla Adama Najmana –
pokazuje, że jest na najlepszej drodze, by być jednym z czołowych
polskich perkusistów młodego pokolenia. On nie tylko nadaje rytm, ale i
jest jednym z głównych architektów klimatu. A to naprawdę bardzo ważne.
„Matka ojczyzna” to szybki, rockowy numer, w specyficzny sposób
dotykający najważniejszych spraw, dotyczących naszego kraju. Anja to
świetna obserwatorka, która stwierdza, że dwadzieścia lat później wciąż
„asa zabija król”. Czy to ciąg dalszy „W moim kraju”? Myślę, że można
tak powiedzieć, ponieważ wnioski z tych obserwacji wciąż nie są zbyt
wesołe.
Przed nami dwa niestety najsłabsze utwory na płycie. Pierwszy z nich,
„Nocne polowanie” to lekko zmyślna linia melodyczna, brzmiąca jak
wyliczanka. Sam kawałek nadawałby się na „Aurum”. Co prawda jest tu
również i miejsce na cięższy riff, współgrający z klawiszami, ale numer
jest dość mocno wysilony.
Drugi z tych mniej ciekawych to przeznaczona na singiel „Kolorowa
Magdalena”. Piosenka nagrana raczej dla stacji radiowych, które w
zasadzie i tak Closterkellera od lat niezasłużenie omijają szerokim
łukiem. Tymczasem „Magdalena” jest raczej pogodna, z zacięciem około
bluesowym, a refren mocno znów kojarzy się z erą „Cyanu”. Sam kawałek
dość nietypowy, jak na Closterkeller, ale ma to swój urok, bo pokazuje,
że muzycy potrafią poruszać się po najróżniejszych płaszczyznach rocka.
Przedostatnim numerem na krążku jest „Studnia tajemnic”. Otwiera go
fajna gitara z dobrym basem w tle. Anja też brzmi dobrze, chociaż mogą
odrobinę drażnić wysokie rejestry jej śpiewu. Odnosi się jednak
podskórne wrażenie, że zespół przygotowuje słuchacza na coś wyjątkowego.
Dlatego też przejdźmy do ostatniej na płycie…
…„Strefy ciszy”. Oczekiwałem czegoś wyjątkowego, i jest. Niezwykle
nostalgicznie, bardzo smutno, emocjonalnie. Znów dużym zaskoczeniem jest
tu głos Anji – niski, przeszywający. Natomiast poruszająco brzmią jej
końcowe błagalne słowa (weź moją przyszłość, bo ja nie daję rady…).
Równie pięknie brzmi tu gitara. Kwintesencja rocka gotyckiego: emocje,
nastrój, przeszywająca gitara, bardzo dobry wokal i melodia.
Po tak genialnych minutach nie warto nic mówić. Bo wszystko inne jest
zbędne. „Viridian” to niezwykła płyta zawierająca niesamowite nuty, a
także przepiękne i bardzo dobre teksty. I oczywiście dowód na to, że
legenda ma się wyśmienicie.
8/10
Mariusz Fabin