1. Darkened Mind
2. Abyss
3. Wither
4. Sane No More
5. Arrival Of Love
6. Zero
7. Mouth Of Madness
8. From Childhood’s Hour
9. Ultimate Sacrifice
Rok wydania: 2007
Wydawca: Frontiers Records
Progresywny metal nigdy nie należał do mojego ulubionego gatunku
muzycznego. Nigdy nie padałem (i w dalszym ciągu nie padam) na kolana
przed kolejnymi wydawnictwami takiego Dream Theater. Owszem szanuję ich
wkład w tą muzykę i od czasu do czasu lubię sobie posłuchać któregoś z
krążków tej amerykańskiej formacji, ale nie wyczekuję, z wypiekami na
twarzy, kolejnych wydawnictw tego zespołu. Bardzo podobna sytuacja była z
Circus Maximus. Ich pierwszy krążek nie wywarł na mnie prawie żadnego
wrażenia. Ot kolejny prog metalowy band, który lubi tu i ówdzie
zakombinować…nic poza tym. Wszystko uległo zmianie wraz z ukazaniem
się „Isolate”. Podszedłem do tej płyty bez emocji oraz bez wielkich
oczekiwać i…odleciałem. To co zrobił zespół na tym albumie po prostu
zmiotło mnie z krzesła. Tym norweskim muzykom udało się nagrać krążek,
który już od wielu miesięcy nieustannie co jakiś czas sobie serwuję i za
każdym razem wywołuje on u mnie ciarki na plecach.
„Isolate”, to idealne połączenie melodii, odpowiednio dawkowanych,
charakterystycznych dla prog metalowych zespołów, dźwiękowych zakrętasów
oraz swego rodzaju agresji i ciężaru. Już otwierający płytę „A Darkened
Mind” jest wyznacznikiem tego co czeka nas potem. Dość ciężkie gitary i
galopująca co jakiś czas perkusja, do tego wyśmienita, wpadająca w ucho
melodia są tym co na mnie zrobiło piorunujące wrażenie. Zespół nie boi
się od czasu do czasu zagalopować w nieco bardziej hard rockowo/AORowe
klimaty, jak np. w „Arrival of Love”, który spokojnie mógłby stać się
radiowym hitem. Jest też ballada, w postaci delikatnego i emocjonalnie
zaśpiewanego „Zero”. Najlepszy na płycie, to moim zdaniem trzeci na
krążku, „Wither” zaczynający się niezwykle ciężkimi gitarami i ciekawym
efektem klawiszowym, zaraz potem następuje nieco marszowa zwrotka z
potężnymi gitarowym tłem, zwolnienie – delikatne pianino, znów powtórka
zwrotki i przechodzimy do niesamowitego refrenu. Jedno słowo tylko
ciśnie mi się na usta – rewelacja. W zasadzie to mógłbym się tak
rozpływać nad każdą kompozycją zawartą na „Isolate”, ale ponieważ czasem
warto zostawić pewne niedopowiedzenie, to niech reszta pozostanie
tajemnicą, którą proponuję odkryć wam osobiście. Nie powinniście się
zawieść. Dla mnie to arcydzieło.
10/10
Piotr Michalski