1. Raising Hell
2. Storm of Gods
3. Black God
4. Serpent in Flames
5. Opposer of Gods
6. The Beast That Sieges Heaven
7. Sixteen Scourges
8. Badlands Terror
9. Gods of Chaos
10. Cross Over Brazil (Terrordome cover)
Rok Wydania: 2017
Wydawca: Defense Records
http://www.chaossynpsis.com
Nie ma chyba osoby, która na pytanie: „jaki znasz metalowy zespół z
Brazylii?” nie odpowie inaczej niż: „Sepultura”. I tak jak w Polsce
najważniejszymi zespołami eksportowymi są Vader czy Behemoth, tak z
kraju, gdzie piłka nożna jest religią, taką eksportową kapelą jest
zespół braci Cavalera. Takie przekonanie o metalowej scenie Brazylii
miałem także i ja. Jednakże przyszedł czas, aby poszukać czegoś innego. Z
tą pomocą przychodzi mi krążek grupy Chaos Synopsis zatytułowany „Gods
of chaos”, czwarty już z kolei album wydany przez mieszkańców
południowej Ameryki. Grupę tworzy czterech muzyków: Jairo Vaz
odpowiedzialny za wokal oraz gitarę basową, Friggi na perkusji oraz Luiz
Ferrari i Diego Sanctus na gitarach. Pora więc sprawdzić jak sobie
radzi death metal połączony z brazylijskim thrashem.
W podstawowej wersji albumu zespół prezentuje 9 utworów, a jako
otwieracz zanotowano „Raising hell”. Już na starcie nie ma tu mowy o
taryfie ulgowej. Szybki i wściekły riff rozkręca numer od pierwszej
sekundy. Zawsze przy okazji takich numerów zwracam uwagę na kilka
podstawowych rzeczy. Po pierwsze jak daje sobie radę pałker. Po drugie
gitarzyści, no i po trzecie: wokal rzecz jasna. Zaczynając od perkusisty
– wykazuje się wszechstronnością. Młóci, aż miło. Podobnie rzecz się ma
z gitarzystami: panowie wymieniają się riffami. Wokal Jairo Vaz brzmi
podobnie do kultowego Maxa, i co ważne, potrafi trzymać swój głos w
ryzach.
„Storm of chaos” to naprawdę szybka praca Friggiego, połączona z bardzo
dobrą pracą gitar. Przypominają mi one starą, dobrą szkołę death metalu.
Utwór posiada częsta zmianę rytmów, a także, co ciekawe znalazło się
także miejsce na solówkę. Nie ma tu co prawda wiele miejsca na
urozmaicenie linii melodycznej wokalu, ale gitary nadrabiają brak tego
elementu.
Trójka to dla mnie jedna z największych niespodzianek tego albumu.
„Black god” opowiada o słowiańskim Czarnobogu. Natomiast w refrenie
śpiewanym w języku polskim gościnnie występuje Wojciech Michalak oraz
Uappa Terror znany z zespołu Terrordome. Utwór rozpoczyna znów dobry
riff, współpracujący z perkusją. Słychać, że panowie świetnie się bawili
w studiu podczas nagrywania tego numeru Miło także usłyszeć w
brazylijskiej kapeli polski growl, który sprawia, że ciarki i ciemna
groźba pojawiają się na plecach. Jeszcze lepiej brzmi druga część
numeru, w której gitarzyści ścigają się nawzajem. Końcówka zaś należy go
maksymalnego wgniecenia w podłogę za sprawą perkusji. Już dawno nie
słyszałem tak dobrego technicznie perkusisty.
„Serpent in flames” ma nieco wolniejsze tempo od poprzednich utworów,
dzięki czemu możemy dokładnie sprawdzić gitarowe umiejętności muzyków. I
nawet, kiedy riffują nieco szybciej, to wszystko utrzymane jest w
melodii, która jest mroczna. Słychać to zwłaszcza kiedy na chwilę
porzucają death metalowe kolory na rzecz klimatycznego przerywnika. Tu
też po raz pierwszy tak naprawdę słychać dudniącą pracę basu, którą
niestety wcześniej trudno było usłyszeć. Tu jednak rozkwita pełną parą.
Jedyny minus tego numeru to trochę dziwne brzmienie gitary podczas
solówki. To prawdopodobnie dało się we znaki kiepsko wytłumione studio.
Na szczęście tylko podczas solówki, bo cała reszta brzmi bez zarzutu.
Pierwszą połowę albumu zamyka „Opposer of gods”. Już na wstępie jest
bardzo dobrze. Luiz i Sanctus idealnie wyczuwają tę muzyczną chemię
między sobą. Lekko bliskowschodni motyw połączony z ciężarem gitar
sprawia, że ta kompozycja broni się od razu. Mamy co prawda do czynienia
z mieszanką thrash/death metalu, lecz to wszystko jest bardzo
umiejętnie wyważone, bez względu na to, czy jest to jest partia growlu,
czy też lekkie zwolnienie tempa. Co prawda Friggi gra tu już znacznie
oszczędniej, niż na początku albumu, jednak tak czy inaczej wykonuje
swoją pracę bardzo rzetelnie, dbając o każdy dźwięk swego instrumentu.
Część drugą otwiera „The beast that sieges heaven”. Słyszałem już bardzo
różne wariacje na temat „Troopera” Maidenów, jednak będący dość mocno
nim inspirowany riff główny w wykonaniu Chaosu ma swój „Chaosowy”
stempel. Warto zwrócić uwagę na drugą połowę numeru, w której growl Vaza
perfekcyjnie współgra z iście pociągową gitarą. Jest wgniatająco,
oldskulowo, ale i z wyczuciem. Nic nie jest przekombinowane, żadnego
efekciarstwa. Jest szybko i na temat.
„Sixteen scourges” to jeszcze raz idealnie brzmiąca sekcja rytmiczna.
Zupełnie nie pasuje tu zagrywka gitary, ale ma ona coś w sobie, bo w
zmyślny sposób łączy poszczególne riffy składowe w całość. Z czasem za
sprawą spowolnienia tempa numer robi się cięższy, dzięki jest bardziej
różnorodny. Album ma się powoli ku końcowi, a ja wciąż jestem pod
niesamowitym wrażeniem zarówno pracy nóg i rąk Friggiego, jak i dobrego,
szczerego growlu Jairo.
Przedostatni numer z części podstawowej to „Badlands terror”. W tym
numerze mamy całą esencję death metalu i thrashu. Nie ma tu taryfy
ulgowej. Jest za to agresja, świetny bas w połowie numeru, bardzo dobry
growl, no i rzecz jasna znów soczysta perkusja. Numer brzmi trochę
metallikowo, ale „kill’emallowo”, więc nie ma wstydu, zwłaszcza jeśli
chodzi o thrash. Poza tym gitarzyści jeszcze raz udowadniają swoje
umiejętności, zaczynając od solówki, a kończąc na interesującym finale
na dwie równoległe gitary.
I czas na utwór tytułowy. „Gods of chaos” to jeszcze jeden numer z
gatunku bardzo ciekawie i dobrze brzmiącego death metalu. Ponownie jest
ciężko, z dobrym growlem, a moim ulubionym fragmentem tego numeru jest
jego druga część, gdzie riff miażdży na wskroś, z podwójną stopą
perkusji. Ten kawałek ma w sobie coś z czerni, mroku, niepokoju.
Na koniec zespół prezentuje swoiste podziękowanie dla chłopaków z
Terrordome, którzy to nagrali kiedyś „Cross over Cracow”. Brazylijczycy
zmienili tytuł na „Crossover Brazil”, coverując zarazem kawałek
krakowskiego bandu.
Nie taki death metal straszny. Trzeba go tylko umiejętnie zagrać oraz
nagrać. Przykładem może być nowy album prosto z brazylijskiego piekła.
Zespół Chaos Synopsis idzie jeszcze dalej. Nie tylko gra klasyczny
death/thrash metal, ale liczy na intelekt słuchaczy i prezentuje bardzo
dobry album zainspirowany demonami różnych prastarych kultur. Już za to
chłopaki mają u mnie szacunek. Ale oczywiście i bez tego muzyka sama się
broni. Cieszy się ucho, kiedy się okazuje, że w tak dalekim kraju, jak
Brazylia jest coś więcej niż tylko Sepultura.
8/10
Mariusz Fabin