CHANDELIER – 1990 – Pure

CHANDELIER - 1990 - 2018 Pure

1. Stellar Attraction (7:00)
2. After The Day (4:27)
3. Stay (4:56)
4. Jericha (7:10)
5. Pure (2:02)
6. Winterpause (4:03)
7. Cat’s Worst Grave (6:37)
8. Dictator (3:41)
9. The Ultimate Song (3:46)
10. Call For Life (5:12)

Rok wydania: 1990
Wydawca: Sisyphus Records


Poznanie tego albumu – jak wielu zresztą – zawdzięczam niezapomnianym „trójkowym” audycjom Tomasza Beksińskiego. W Wigilię minęła kolejna rocznica Jego tragicznej i bezsensownej śmierci…

Chandelier to niemiecki kwintet, z dwójką muzyką o znajomo brzmiących nazwiskach w składzie (Tobias Budnowski – instrumenty klawiszowe, Tom Jarzina – perkusja). Znajomo brzmią również pierwsze dźwięki otwierającego „Pure” utworu „Stellar Attraction”. Tak, to Marillion ze swoich najlepszych lat… O ile szczerze nie znoszę sytuacji, kiedy jakaś kapela bezczelnie podpina się pod sukces sławniejszych kolegów, kiedy ci wciąż aktywnie działają – to bynajmniej nie zamierzam potępiać kogoś kto naśladuje zacny wzór, gdy ten należy już do historii lub radykalnie zmienia muzyczny styl. A Marillion u progu lat dziewięćdziesiątych – bez charyzmatycznego Fisha w składzie – byli już myślami na „wakacjach w Raju”… I tu właśnie otwierało się pole do popisu dla takich grup jak Chandelier, czy australijski Aragon, którzy swoimi płytami chociaż częściowo ukoili płacz osieroconych po genialnych albumach „Script For A Jester’s Tear”, „Fugazi” i „Misplaced Childhood”.

Jasne, że „Pure” to nie ta sama półka, ale słychać że wokalista Martin Eden solidnie odrobił lekcję z frazowania wielkiego Szkota, podobnie zresztą jak gitarzysta Udo Lang ze Steve’a Rothery’ego i wspomniany wcześniej mr Budnowski z klawiszowych pasaży Marka Kelly’ego. „Stellar Attraction” rzeczywiście jest atrakcyjnym wprowadzeniem w płytę. Piękny balladowy „Jericha” i fajnie narastający „Cat’s Worst Grave” też ucieszą fanów progresywnych klimatów. Podobnie jak finałowa ballada „Call For Life”.

Sympatyczna płyta, zawodowo (jak to u Niemców) zagrana i zrealizowana, a że oryginalności w niej tyle co śmiesznych dowcipów w niemieckich komediach? Cóż, w latach dziewięćdziesiątych trudno było spodziewać się nowatorstwa po artrockowych zespołach. A do „Pure” – niezależnie od mankamentów – i tak warto co jakiś czas wracać…

7,5/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz