01 The First Crusade
02 Zaraza
03 Broken Promises
04 Cross on our Shields
05 Czarne Chmury
06 Theese Eyes of Hate
07 No!
08 Eternal Rest
09 Sword and Faith
10 Farwell of the Damned
11 Epilog
Rok wydania: 2017
Wydawca: Chainsaw
https://www.facebook.com/ChainsawPL/
Dla takiego poszukiwacza nowych, ciekawych rozwiązań w muzyce metalowej
przesłuchanie nowego, siódmego już albumu bydgoskiego Chainsaw
przypomina sytuację, w której wytrawny piwosz po długiej degustacji
różnych odmian trunku wraca do najprostszego Tyskiego i czerpie z jego
picia przyjemność.
„The Last Crusade” może i nie zatrzęsie metalowym światkiem w posadach,
ale bez wątpienia jest on dojrzałym albumem ukształtowanego muzycznie
zespołu, który konsekwentnie podąża obraną przez siebie drogą. Czyli
mocny, męski metal ze szczyptą ładnych melodii. Pierwsza kompozycja,
przewrotnie w stosunku do tytułu płyty nazywa się „The First Crusade” i
pełni rolę instrumentalnej introdukcji, trzeba przyznać, ze całkiem
klimatycznej. Wespół z zamykającym ten album, nieco ostrzejszym
„Epilogiem” tworzą coś na kształt poprzednika i następnika, czyli
takiego muzycznego pytania i odpowiedzi. Zasadniczą zawartość rozpoczyna
utwór „Zaraza”, pierwszy z dwóch polskojęzycznych numerów na albumie.
Zarówno muzycznie jak i tekstowo przywodzi na myśl polski metal lat
80-tych i dokonania takich zespołów jak Dragon, Open Fire czy Test Fobii
Kreon. Szybki, metalowy numer zapewne świetnie sprawdza się na
koncertach, o czym mam nadzieję już wkrótce się przekonać w krakowskim
Zaścianku. Drugim kawałkiem zaśpiewanym przez Macieja Koczorowskiego w
języku ojczystym są „Czarne chmury”. Ten utwór z kolei przypomina mi to
co obecnie prezentuje zespół Turbo, ale na obrotach Decapitated. Pod
koniec tego utworu wokalista śpiewa swoistym „diabelskim głosem” (nie
mylić z growlingiem). Bardzo fajny smaczek. pozostałe siedem utworów
zostało zaśpiewanych po angielsku. Już po pierwszym przesłuchaniu
wyłoniłem wśród nich swoich dwóch faworytów: w „Broken Promises” głos
Koczorowskiego przywodzi na myśl jednego z moich ulubionych polskich
wokalistów, byłego frontmana Corruption, Rafała Trelę. Cały numer jest
nieco połamany rytmicznie, podobają mi się techniczne przejścia
perkusji. Sebastian Górski zgrabnie przechodzi z jednego rytmu w drugi
grając raz szybciej raz wolniej. Bardzo lubię stosowanie takich
zabiegów, do tego zespołu niewątpliwie one pasują. Z kolei balladowy
„No” jest po prostu chwytliwym rockowym utworem, który bez problemu
mógłby lecieć w tych bardziej popołudniowych pasmach Antyradia. Jest w
nim urocza, nostalgiczna melodia, choć podana na ciężko. Do tego
wokalista pełną piersią wykrzykuje tu tytułowe przeczenie. Kolejnym
„radiowym” numerem jest „Cross On Our Shields”. Choć początek utworu
jest mocny, napędzany przez podwójną stopę, kawałek po chwili staje się
spokojniejszy. Jedna gitara gra na czystym kanale, zaś druga rzęzi w tle
przypominając, że mamy do czynienia z kapelą metalową. „Sword And
Faith” przywodzi power metalowe skojarzenia, zarówno wokal prowadzący
jak i chórki przywodzą na myśl Sabaton. Atutem tego utworu są
wybrzmiewające na samym początku dzwony. Ale nie są to takie aranżowane
dźwięki jakie znamy z „Hells Bells” czy „For Whom The Bell Tolls”. U
Chainsaw mamy prawdziwe dzwony kościelne, które kapitalnie wprowadzają w
nastrój utworu. Znów pojawia się też „diabelski głos” tutaj już
przechodzący w niemalże czysty growl. Natomiast czysty growling, taki
trochę w stylu Davida Vincenta mamy w „Farwell Of The Damned”. Cały
utwór jest mocno slipknotowy, została tu zachowana proporcja pomiędzy
tym właśnie growlingiem a śpiewem czystym. Również muzycznie utwór ten
przywodzi na myśl nonet z Des Moines, choć obdarty z tych wszystkich
niekonwencjonalnych instrumentów, których używają Amerykanie. Ponad
połowę jego czasu trwania wypełnia część instrumentalna okraszona
wybornymi solówkami gitar. Ostatnim dźwiękiem jaki słyszymy na „The Last
Crusade” jest odgłos nieuziemionego pieca.
Nowe dzieło Piły Łańcuchowej nie jest dla tych, którzy poszukują
niekonwencjonalnych form i nowatorskich eksperymentów. Ja osobiście
polecam tą płytę, tym którzy lubią po prostu dobry mocny metal. Pod
względem jakościowym nie ma na tym albumie ani jednego wyraźnie
słabszego utworu. Słychać, ze chłopaki dopieścili ten longplay w każdym
aspekcie.
7,5/10
Patryk Pawelec