1. Holy Mother (7:07)
2. The Illumination Mask (7:47)
3. Ice (4:55)
4. The Victim Cult (7:59)
5. What Falls Away (20:00)
Rok wydania: 2014
Wydawca: Generation Prog Records
https://generationprog.bandcamp.com/album/the-vibrant-sound-of-bliss-and-decay
Jest kilka zespołów, które nagrało rewelacyjny debiut, po czym słuch po
nich zaginął. Z nostalgią słucham ich albumów i żałuję, że losy zespołu i
muzyków potoczyły się tak a nie inaczej. Czasem miewam również nadzieję
na reaktywację, czy też kontynuację twórczości. Wrawdzie Cea Cerin nie
był w czołówce mojego prywatnego rankingu wyżej wspomnianych, ale do ich
debiutu lubiłem wracać. Co więcej, przy przeprowadzce rok temu
odkurzyłem płytę i pozostawiłem na górnej półce…
Zatem może nie z entuzjazmem, ale z wielkim zadowoleniem przyjąłem
wieści o wydaniu drugiej płyty studyjnej projektu. Małym niedosytem
okazał się fakt, że nie będziemy mieli do czynienia z materiałem w
całości premierowym. Dwa pierwsze utwory zawarte na nowym krążku to
odkurzone utwory sprzed debiutu, pochodzące z demo. Grupa grała je na
żywo i jak się okazało, fani życzyli sobie aby i one pojawiły się na
albumie. Kolejnym kawałkiem jest cover… utwór nieco spokojniejszy, ale
za to będący idealnym przerywnikiem pomiędzy bardzo intensywnymi
kawałkami. Oraz idealny separator między materiałem starszym a
premierowym. Blisko półgodziny na płycie trwają dwa nowe kawałki.
Progmetalowy do szpiku kości „The Victim Cult”, oraz 20-to minutowa
suita „That Falls Away”. Utwór bardziej wielowątkowy, a z powodu
tematyki nieco bardziej smutny i nostalgiczny… niepokojący. Traktuje
on temat samobójstwa młodej dziewczyny oraz związanych z tym wydarzeniem
odczuć i reakcji jej rodziny.
Temat w muzyce rockowej poruszany wielokrotnie, acz i Cea Cerin
potraktowali go z wymaganą starannością i klimatem. Co warto zaznaczyć.
Album brzmi spójnie. Zgrany został w taki sposób, że bez wgłębiania się w
creditsy mamy odczycie obcowania z integralną płytą (dotyczy to również
coveru). Musze przyznać, że w końcowym brzmieniu wietrzę zasługę
masteringu Lance’a Kinga.
No dobra, ale jeśli nie jesteście zwolennikami poszukiwań ani nie
obdarzacie statusem „kultu” rzadkich wydawnictw – nic nie szkodzi. Cea
Cerin raczy nas krążkiem, który trafi zarówno do fanów prog metalu, jak i
słuchaczy pogranicza heavy i power, z amerykańskim zabarwieniem. Jeśli
ktoś gustuje w produkcjach Morissound choćby, brzmienie”The Vibrant
Sound Of Bliss And Decay” przypadnie mu do gustu. Ekipa dowodzona przez
Jaya Lamma raczy nas w równym stopniu łamaną rytmiką co ciężkim
riffowaniem. Wysoki mat głosu, miesza się tu z wrzaskami i growlami… a
przestrzeń która kreowana jest w bardziej wyciszonych fragmentach
podkreślana jest przez kapitalną sekcję. Soczyste brzmienie talerzy i
różnorakich przeszkadzajek idealnie koreluje zarówno z klawiszowym
klimatem czy też pianinem, jak i gitarowymi galopadami. Partie
bezprogowego basu, na które należy zwrócić uwagę, mienią się
niejednokrotnie niczym instrument solowy. Choć dodatkowy punkt należy
się za gitarowe solówki. Utwory zawierają ich mnogość, ale nie przesyt.
Jeśli jesteście muzycznymi odkrywcami możliwe, że wieść o nowej płycie
Cea Cerin spowoduje u was przyspieszone bicie serca. Jeśli natomiast ta
nazwa jest wam obca – sprawią to pierwsze dźwięki nowej płyty
Amerykanów.
9,5/10
Piotr Spyra
P.S.
No mam jakiś niedosyt… w pełni premierowy materiał tej jakości oceniłbym na maksimum punktów!